czwartek, 31 lipca 2014

Kuracja Bioxsine - czy warto?

Dzisiaj był taki szczęśliwy dzień! Bo w odwiedziny przyjechała do mnie moja koleżanka z Liceum, robiąc mi tym samym niesamowitą przyjemność. Fajnie było tak porozmawiać z kimś, kto naprawdę całkiem dobrze Cie zna : ) Ale niestety przyszedł wieczór i nadszedł czas pożegnania no i jestem z wami. Dzisiaj w końcu będzie słów kilka o moim ulubionym szamponie oraz o kuracji, która już kilka miesięcy pokazała się w ulubieńcach. Jesteście ciekawe jak się spisuje kuracja Bioxsine przeciw wypadaniu włosów? To zapraszam!
 Opakowanie
Mała bulwiasta butelka, zamykana na klips. Czyli standardowe opakowanie szamponu można powiedzieć, tylko, że mniejsze. Mi nie przeszkadza, a nawet odpowiada. Jedyne co bym zmieniła to to, by było przeźroczyste. Ale dzięki swojej bieli wygląda bardziej "aptecznie"

Skład
Może nie jest mistrzem składowym, ale zaraz za detergentami ma Bicomplex B11, który jest substancją aktywną w tym produkcie.

Od producenta
Zapach
Jest przepiękny! Delikatnie ziołowo-miodowy. Zostaje na włosach mimo wszystko! Tak dla mnie mógłby każdy produkt do włosów pachnieć. Mi odpowiada, ale zapewne będą takie osoby, którym nie będzie pasował.

Konsystencja, wydajność
Szampon jest w formie płynnego żelu, trochę gęstszy niż większość szamponów. Pieni się genialnie! A w dodatku nie trzeba go dużo do umycia. Mam trochę mniej niż połowę opakowania, a używam go już od naprawdę długiego czasu (3 miesiące?)

Dostępność, cena
Szampon do najtańszych nie należy, ale nadrabia to wydajnością i działaniem. Kosztuje bez promocji ok. 40 złotych i możecie go znaleźć w aptekach.
 Działanie, opinia
Moje włosy mają tendencję do przetłuszczania, dlatego ważne jest by szampony, których używam dobrze oczyszczały je, jednocześnie nie wysuszając. Ten szampon cudownie oczyszcza moje włosy, powoduje, że pięknie pachną, a w dodatku gdybym nie chciała to nie musiałabym nakładać odżywki. Po umyciu tym szamponem, włosy stają się miękkie i delikatne. W dodatku razem z kuracją pomógł mi przedłużyć czas niemycia włosów o jeden dzień. Uważam to naprawdę za spory sukces! Cena może porażać, ale mi wystarczy produktu naprawdę na długi czas. Dlatego warto! Ja na pewno do niego wrócę.
A teraz czas na kurację. Z patologicznym wypadaniem włosów zmagam się od 4 klasy podstawówki to już 12 lat prawie. Włosy zaczęły mi garściami wypadać po wypadku w wyniku, której miałam bardzo poważny uraz czaszki. Na początku pomagało mi Merz Special i 3 lata ratowałam włosy i paznokcie tym suplementem. Potem wyrosło mi tyle włosów, że postanowiłam je zniszczyć prostownicą (nie no żartuję, ale zniszczyłam je to prawda). Moje włosy raczej ostatnio głowy się nie trzymają, dlatego wszystko co mi pomoże w utrzymaniu ich jest warte dla mnie wszystko. Gdy dostałam Bioxsine był to czas, gdy codziennie musiałam odkurzać z powodu kudłów na podłodze, były wszędzie. No to teraz po krótkiej charakterystyce i historii napiszę kilka słów o kuracji.
 Skład nie powala, ale w tym przypadku jest cudotwórcą!  Ale przejdźmy dalej. Starannie co mycie włosów wcierałam produkt z ampułki. Po połowie opakowania, można było zauważyć już pierwsze plusy kuracji.
Włosy o wiele mniej wypadały. Wiecie, gdy wypada wam jakieś 300/400 włosów dziennie to naprawdę to widać, że szczotka nie jest co użycie opancerzona, a po domu nie walają się kulki z włosów. Zazwyczaj myłam włosy co 2 dni, dzięki kuracji mogłam nawet co 3 dni myć. Uważam to naprawdę za duży sukces.
Produkt mnie nie podrażnił, nie uczulił i nie powodował po użyciu matowienia, czy też szorstkości włosa. W zestawie umieszczony został specjalny otwieracz ampułki oraz aplikator, dzięki którym aplikacja jest bezpieczna i ułatwiona. Cała ampułka jest zrobiona ze szkła, jednak raz mi upadła i nie rozbiła się całe szczęście (chociaż na czubek radzę uważać)

 Jest jakiś minus kuracji? Niestety tak po pierwsze to cena (w regularnej cenie 200 złotych, w promocji bywa za 160 razem z szamponem). Drugi minusik za to, że jedno opakowanie niestety nie wystarcza. Po odstawieniu (zmniejszeniu częstotliwości używania produktu) włosy na nowo zaczęły wypadać.  Myślałam, że może to sesja. Jednak sesja się skończyła, depresja posesyjna również a włosy jak leciały tak lecą. Pozostaje mi teraz dokarmiać włosy suplementami, a od października kontynuować kurację. Może po drugiej efekt się utrzyma.
 A wy miałyście styczność z tym produktem? Jeśli chcecie się czegoś więcej dowiedzieć to  TUTAJ znajdziecie więcej informacji.
 Na sam koniec chcę wam powiedzieć, że to że u mnie efekt nie utrzymuje się długo nie jest powiedziane, że u was  też będzie chwilowy. Całe szczęście większość z was nie ma tak przewlekłego problemu jak ja i zapewne taka kuracja nie zapewni mi pozbawienia się problemu na stałe. Walka o każdy włos jest bardzo silna i nie zamierzam jej stopować, bo aktualnie to dla mnie priorytet.





środa, 30 lipca 2014

Bubel - GlissKur, Milion Gloss Szampon

Szampony to ten rodzaj kosmetyków, które przecież tak często używam, a nie kończą mi się... A chętnie kupowałabym nowe, bo przecież jak można nie lubić kupować szamponów?! To tak jak z balsamami! Niektóre szampony używam z ochotą, niektórymi najchętniej wymyłabym podłogę. No właśnie a jak z dzisiejszym bohaterem? Zapewne się domyślacie, że klapa straszna i chyba nawet do podłogi się nie nadaje.. Ciekawe czym podpadł mi szampon GlissKur?
 Opakowanie
To chyba największy plus tego szamponu. Wygodna buteleczka zamykana na klips, który się nie niszczy. W dodatku jest przeźroczysta co ułatwia kontrolę ilości szamponu.Tylna ścianka pokryta jest różnokolorowymi odblaskowymi kółeczkami, które pięknie się mienią (na zdjęciach próbowałam wam pokazać ten efekt). Na pewno w sklepie zwraca uwagę na siebie.

Od producenta
 Skład
To typowy szampon drogeryjny. Prócz SLS, PEG'u, czy też silikonu ma też wysoko w składzie olej z pestek moreli, panthenol, hydrolizowaną keratynę.
 Zapach
Przyjemny perfumowany zapach. Ma w sobie coś z mężczyzny, coś jak jeden z żeli Isany. Mi się osobiście podoba, a zapach zostaje na włosach mimo użycia drugiego szamponu i odżywki.
 Konsystencja, wydajność
Szampon ma bardzo płynną konsystencje, nie ma trudności z wydostaniem go z butelki. Na włosach bardzo dobrze się pieni. Mimo wszystko zastanawiam się co z nim jest nie tak, że jest tak niewydajny?! Szamponu użyłam z 10 razy a już jest mniej niż połowa! Jeszcze nigdy mi się tak nie zdarzyło, by tak szybko się szampon skończył...A to jest 250 ml... Chociaż w przypadku tego szamponu to wielki plus. Coś co jest beznadziejne powinno tak szybko się kończyć!
 Dostępność, cena
Dostępny jest w każdej drogerii, 250 ml kupimy za ok. 13 złotych bez promocji, a 400ml za ok 16. Naprawdę się cieszę, że mam wersję 250 ml, bo nie umiałabym się z nim jeszcze więcej męczyć.
 Działanie, opinia
Czego oczekuję od szamponu ? Proste pytanie by mył moje włosy. No cóż tutaj szampon już ma z tym problem. Gdybym myła tylko tym szamponem, to włosy miałabym nieumyte. 3 razy tak się przejechałam na nim. Używałam go i się dziwiłam co jest grane, czemu ja mam po umyciu brudne włosy?! No cóż nie jest to wszystko.. Przez ten szampon, włosy utrzymują swoją świeżość przez ok 12 godzin, potem nadają się tylko do mycia.. (na początku myję włosy tym szamponem, potem moim ulubionym). W dodatku włosy po umyciu tym szamponem są matowe (a miał nabłyszczać?), takie lepkie w dotyku, a w dodatku zlepiają się w strąki! Co najgorsze to to, że szampon powoduje, że moje włosy zmieniają się w gumę! Są tak samo nieprzyjemne jakby były z gumy! No to w takim razie co ten szampon robi dobrego? Nadaje im ładny zapach no i to tyle. Czy kupię go ponownie - W ŻYCIU! Czy kupię coś innego z tej serii? Odżywka w Spray'u jest fajna, moje siostry ją bardzo lubią i jak jestem w domu to sobie nią psikam włosy i tak ślicznie błyszczą <3
 A wy miałyście do czynienia z tym szamponem? Co o nim myślicie? A może macie doświadczenie z innymi szamponami GlissKur'a i uważacie, że jakiś jest wart kupna? Dajcie znać : * A jutro w końcu o moim ulubieńcu i pewnej kuracji do włosów : )

wtorek, 29 lipca 2014

Moje kosmetyczne skarby - róże, bronzery i rozświetlacze, cz.3

Muszę nadgonić dziewczyny co do kosmetycznych skarbów (przypominam, że to akcja do której zgłosiłam się u Hexxany). Dzisiaj przychodzę do was z dość dużą kolekcją, ale miejmy nadzieje, że się jeszcze rozrośnie (mam nadzieję na zakupy w tym miesiącu w MAC ^^). Tak jak z większością kosmetyków kolorowych - dopiero rok temu zaczęłam używać bronzerów i rozświetlaczy. Wcześniej używałam od czasu do czasu jednego z róży, ale tak czy siak używam róży max od dwóch lat, bronzerów od 9 miesięcy, a rozświetlaczy hmm niedługo.. Jednak odkąd nauczyłam się je aplikować to nie potrafię bez nich żyć.  Gotowe na prezentacje? To zapraszam!

Róże
To moja największa z dzisiejszych kolekcji i o dziwo używam ich wszystkich. Nie mam ulubionego odcienia różu, jednak staram się używać ciepłych kolorów w lato, a chłodnych w zimę, jakoś lepiej mi pasują
Essence, twlight breaking dawn, 01 reneseme red - ile ja na niego patrzyłam na wszystkich blogach i tak żałowałam, że nie byłam w temacie jak pojawiła się ta limitka. No cóż na wyprzedażach w Naturze dorwałam go za 5,99 : ) Mega napigmentowany i wystarczy delikatnie dotknąć go, by było idealnie
Essence, Cookie&Cream 01 Cakepop, That's Top! - pokochałam od pierwszego wypróbowania. Piękny, soczysty pisałam nawet o nim o TUTAJ
Essence, 10 how cute is that - to multi róż, czyli ma 5 kolorów, od prawie białego do brązu, ja lubię go używać wszystkimi kolorami na raz i daje wtedy bardzo delikatny kolor, trochę taki słodki.

Almay, peach 130 - kolor brzoskwinki, z tańszej linii Revlona. Jakość naprawdę świetna, a kosztuje grosze !
Wibo, nr 3 - lubię go! Jest koralowy, z lekką przewagą pomarańczu
Lovely, Snow blusher 2 frozen cheek - pragnęłam go! Ale dopiero dorwałam go na wyprzedaży i zawiodłam się, bardzo mocno trzeba naciskać by otrzymać efekt na policzkach, ale i tak go czasem używam 
 NYX, Desert Rose - bardzo napigmentowana, zimna fuksja, można nim łatwo przesadzić, dlatego dotykam go delikatnie pędzlem i ilość jest idealna!
Ladycode, Blush nr ?? - ten akurat wzięłam siostrze, bo za młoda jest na używanie, a kupiła ^^ Identyczny z tym jaki miałam z bell, który kupiłam również w biedronce i zdenkowałam! Uwielbiam go!
Bell, 2skin rouge nr ? - to koralowy kolor, delikatny na policzkach, krzywdy sobie nim nie zrobimy, jednak polecam kupić odpowiednik w biedronce, bo wychodzi taniej : )
 Deni Carte,nr 13 - przygaszony koral z domieszką beżu, bardzo naturalny, ale posiada delikatne drobiny, które czasem mi przeszkadzają
Inglot, nr ? - niestety tu kolory nie mam, to koral pomieszany z pomarańczem, może trochę cegłą? Bardzo go lubię i aktualnie najczęściej to właśnie nim się maluję
Paese, BerryBerry - chłodny, przygaszony intensywny róż. Najnowszy w mojej kolekcji, jest bardzo napigmentowany, więc uwaga!
 Bourjois, blush 35 Lune D'OR - mój pierwszy róż i to od niego moja miłość się zaczęła, daje bardzo delikatny efekt, idealny w zimie mimo, że jest ciepły. No i w dodatku jest mega wydajny!
Bourjois, Blush Creme 81 - Delice d'or - to moje małe odkrycie z allegro, jest to coś pomiędzy różem w kremie,a takim w kamieniu. Tak naprawdę mógłby też zastąpić rozświetlacz.
Avon, Soft Plum - chłodny fiolet z drobinkami, wydaje mi się że odpowiednik różu ze sleeka z kolekcji vintage romance : )
Essence, 030 miss peachy - ma formę sztyftu i delikatny kolor świeżej brzoskwinki, przełamanej różem. Lubię go też na ustach.
Rimmel. Stay Blushed 003 Peach Flush - kocham, kocham, kocham! Jeśli nie używam inglota to używam tego, a inne ostatnio przeszły w odstawkę ! <3
Benefit, Benetint - pachnie przepięknie! Co prawda trudny w obsłudze i trzeba się nim nauczyć operować, ale efekt jest świeży i delikatny!
Model Co, Rosy Red - tutaj bardziej polubiliśmy się na ustach, ale nie jest źle.

Bronzery
Zawsze się zastanawiałam po co wszyscy używają bronzera. Teraz już wiem, że genialnie potrafi zmienić wygląd twarzy. W bronzerach szukam chłodnych tonów, jednak znalazł się jeden co ich nie ma i nie wiem na razie jak go używać..
 Calvin Klein, Sun Dance - pięknie pachnie czekoladą, ale muszę się doopalać by go używać.
Miyo, sun kissed - jeden z moich ulubionych bronzerów, który świetnie wygląda na mojej buzi, jest neutralnym kolorem - przez dla mnie idealny
RevlonColorStay 020 Suntan Matte - wypiekaniec, również go bardzo lubię, jest bardzo deliaktny, przez co na zimę i większość czasu, gdy jestem blada to pasuje idealnie!
Gosh, podkład 06 Honey - to podkład w musie, ale próbuje się nim nauczyć konturówać w inny sposób twarz. Kolor chyba jest beznadziejny, ale przez przypadek go kliknęłam na allegro..
Sensique,  nr. 101 puder brązujący w perełkach - to mój drugi ulubiony bronzer, jest delikatny, neutralny, a a efekt można stopniować.

Rozświetlacze

To moja najmniejsza kolekcja, bo nie często używam jakiegoś.
Essence, Shimer Powder - nie lubię go i nie używam, bardziej pasuje na rozświetlenie ciała lub jak kto lubi całej buzi, niż do delikatnego rozświetlenia. Niestety dla mnie nie jest stworzony
Benefit, SunBeam - jest to miniaturka, a i tak mam problemy z zużyciem. Używam go tylko w lato i daje, bardzo ładny efekt złotej tafli, chętnie sięgnę po kolejną miniaturkę, jak tylko skończę tą.
Elf, rozświetlacz/róż 01 - Na stronach można go znaleźć w kategorii róż, jednak jak widzicie jest to raczej rozświetlacz. Czytałam, że jest odpowiednikiem rozświetlacza z NARS i jak porównuje efekty to naprawdę widzę, że tak jest. Używam go w każdą porę roku i niestety, ale kończy się : c

Paletki Sleek
Jeśli miałabym zostać przy jednej marce róży, bronzerów i rozświetlaczy zostałabym przy Sleek'u. Mam nadzieję, że to moje nie ostatnie cudeńka
Blushed by3, Pumpkin - to kolory lantern, squash oraz P pie - jak widzicie są przegenialne! Pigmentacja z kosmosu i trwałość aż do zmycia <3 Marzą mi się wszystkie inne kolory!
Face Form, Fair 372 - o nim pisałam TUTAJ i zdania nie zmieniłam! Najlepszy bronzer, rozświetlacz i róż jakie mam! Kocham !

poniedziałek, 28 lipca 2014

Parachute, olej kokosowy

Nadszedł ten wielki dzień, kiedy po 3 latach poszłam się opalać! I uwaga przybrałam koloru (oczywiście nie na twarzy, bo tam filtr 50+, ale na reszcie ciała i może przestane straszyć ludzi swoim białym ciałem : p Co przy ciemnych włosach i czarnym zazwyczaj ubraniu wygląda naprawdę trochę dziwnie. No ale Jest kolor cieszmy  się : ) Dzisiejszym bohaterem dnia jest kokosowy olej do włosów, którego jak już wiele razy wspominałam - moje włosy uwielbiają! Dlatego z miłą chęcią go używam, jak i inne kosmetyki z jego zawartością. 
 Opakowanie
Dzisiejszy bohater zamknięty jest w plastikowej butelce z klikiem. Aktualnie mam tak ciepło w mieszkaniu, że nie robi mi to problemu, ponieważ olej cały czas jest w fazie ciekłej, ale nie ukrywam, że na zimę wybrałabym raczej słoik, bo jest problem z ciągłym rozpuszczaniem oleju w butelce.

Od producenta+skład
Jak widać jest to czysty olej kokosowy, bez żadnych dodatków
Zapach
Ameryki nie odkryję jak napiszę, że olej pachnie słodko, jak kokosanki! Ja ten zapach uwielbiam, ale wiadomo nie każdy musi go lubić, a jest dość intensywny przez pierwsze 2 godziny na głowie.
 Konsystencja, wydajność
Olej w chłodnym miejscu ma konsystencje stałą, w cieple rozpuszcza się i bez problemowa można nałożyć go na włosy. Ja olejów sobie nie żałuję na włosy, dlatego taka buteleczka wystarczyła mi na 3 miesiące używania co 2 dni.

Dostępność, cena
Olej ten pochodzi z TEJ strony i dostałam go w styczniu na spotkaniu blogerek, ale dostaniecie go też na większości stron z kosmetykami indyjskimi, czy też na allegro za ok. 10 złotych.
Działanie, opinia
Jeśli chodzi o olejowanie włosów, to trzeba dobrać olej do ich porowatość. Jednak większość z nas zawyża ich porowatość  . I tutaj muszę powiedzieć, że mam porowatość mieszaną albo średnią. Moje włosy są szorstkie, w dodatku lubiące się podkręcać i puszyć, nawet przy małej wilgotności. Nie są w tak złym stanie jak kiedyś, jednak nadal nie jest to niskaporowatość. Oleje polecane do włosów wysokoporowatych mi służą z wyjątkiem arganowego, ale za to olej kokosowy zastępuje jego miejsce. Tak też po tym zauważyłam spore wygładzenie i poprawę kondycji włosów, nawet po farbowaniu (kolor włosów miał być do 6 tygodni, a nadal jest fiolet jak był i nie chce się wypłukać - macie jakieś na to sztuczki?). Ostatnimi czasy noszę non stop spięte włosy, a ich stan nie uległ pogorszeniu. W dodatku błyszczą. Największą zasługę przypisuję właśnie olejowaniu tym olejem. Gdy zmieniłam na arganowy od razu były inne... Dzięki tej buteleczce potwierdziło się, że lubią kokos. Kiedyś czytałam opinię, że po tym oleju komuś zaczęły wypadać włosy -  mnie się to nie sprawdziło, dlatego myślę, że możecie spokojnie próbować. Nie uczulił mnie, nie podrażnił. A w dodatku ma takie opakowanie, że mogę go ze sobą zabrać. Na butelce jest też napisane, że możemy go użyć do ciała - ja nie próbowałam, ale jak ktoś chce to ma wielofunkcyjny produkt na wyjazdy : )Tak jak każdy olej kokosowy ma u mnie 6 punktów na 6. Czy kupię go ponownie? Nie wiem czy akurat tej firmy, ale na pewno kokosowy olej kupię : )

 A wy lubicie olej kokosowy? Albo też kosmetyki z dodatkiem tego oleju? Jeśli tak to dajcie znać!
A tak apropos, może ktoś byłby chętny przeczytać post o mojej aktualnej pielęgnacji włosów?

sobota, 26 lipca 2014

L'oreal, Ideal Soft, Oczyszczający Płyn Micelarny

 Wy czytacie tego posta, a ja zapewne wracam ze spotkania w Starachowicach cała zaśmiana no i zagadana na śmierć :) Ale pomyślałam o tym wcześniej, dlatego post się napisał wcześniej ^^ Od pewnego czasu wszelkie płyny micelarne biją na głowę blogosferę, a ja jeszcze pamiętam jak moja mama jak byłam w gimnazjum bodajże kupowała Biodermę i się zastanawiałam po co ona kupuje tak drogą wodę, skoro woda jest taka tania.. Po paru latach i ja zaczęłam testować różne płyny i mleczka, ale to przy płynach micelarnych zostałam. Nie zapychają mojej buzi, a w dodatku są delikatne i nie podrażniają, ani nie wywołują alergii. Za to moja mama przerzuciła się na mleczka, ale to tak w dodatku : ) Na temat dzisiejszego bohatera było jakiś czas temu bardzo głośno, dlatego cieszyłam się, gdy licznik płynów micelarnych u mnie wyniósł jeden kończący się i mogłam kupić go. W dodatku trafiła się promocja -40% w sp i mimo, że był normalnie na promocji to jeszcze te -40% dało zawrotną sumę 7 złotych. Dlatego wiecie - MUSIAŁAM! Chcecie wiedzieć, czy u mnie tak samo super się sprawdził jak u większości z was? To zapraszam.
Opakowanie
Urocza sześcienna buteleczka, zamykana na klips. Butelka jest przeźroczysta, dzięki czemu możemy kontrolować ilość płynu, który nam został. Klips jak na razie się jeszcze nie urwał za co również duży plus, bo ostatnio mam do tego szczęście. A w dodatku szata graficzna jest prosta i miła dla oka. Jedyny minus to dość duża dziura, przez co za dużo produktu lubi się wylać.

Skład
Krótki, prosty, bez żadnych PEG'ów czy też parabenów (na buzi staram się tego unikać)
Od producenta
 Zapach
W butelce ma delikatny zapach, bardzo przyjemny. Wydaje mi się, że to delikatny zapach jakiegoś owoca. Ktoś napisał, że to zapach białego grejpfruta, chociaż ja bym się bardziej kierowała w zapach białej porzeczki. Nałożony na wacik/twarz przestaje pachnieć. Dlatego nie będzie przeszkadzał nikomu.
Konsystencja, wydajność
Głupio opisywać w tym wypadku konsystencję, bo ma po prostu konsystencję wody, która się pieni. Ale spokojnie pieni się tylko w butelce. Niestety przez dość duży otwór, płyn lubi się wylewać, co czyni ten płyn niewydajnym. Jak widzicie zostało mi pół produktu, a używam go od początku lipca. Jednak używałam go może z 10 razy, bo w ostatnim czasie prawie w ogóle się nie maluję.
 Dostępność, cena
Produkt znajdziecie w każdej drogerii za ok 15 złotych. Jednak często są na niego promocje, albo też promocje na oczyszczanie twarzy lub markę L'oreal i możecie go kupić za ok. 10 złotych.
 Działanie, opinia
Płyn micelarny stosuję i do zmywania twarzy i do zmywania oczu. Dla mnie musi być na tyle delikatny by nie podrażniał oczu, ale na tyle skuteczny by zmywał nawet ten najcięższy makijaż. Używam wodoodpornych eyelinerów i bardzo wytrzymałych tuszy do rzęs, dlatego miał ciężki orzech do zgryzienia. Jednak poradził z tym sobie bardzo dobrze, o dziwo! Zazwyczaj jest tak, że oczy zmywam jednym płatkiem, potem twarz, a potem jeszcze raz oczy i przy nim również nie zmieniłam swojej tradycji. Czasem coś zostanie, ale resztki domywam wodą i przecierem potem tonikiem. Gdy nakładam moje hardcorowe eyelinery to muszę trochę więcej uwagi przyłożyć, ale to zrozumiałe. Nie uczulił mnie, ani nie pogorszył stanu cery. Czasem, gdy wyleję za dużo płynu na wacik to potrafi delikatnie poszczypać w oczy, ale jest to delikatne i naprawdę chwilowe. Nie powoduje, że zaczynam mieć czerwone białka. Zostawia twarz czystą i odświeżoną i przez pierwsze 2 minuty jakby była taka powłoczka na twarzy, która się ulatnia, więc nie ma problemu. Zresztą i tak myję twarz żelem lub mydłem Aleppo. Produktowi daję 4,5 punktu na 6, ale nie wiem czy do niego wrócę, bo przede mną jest jeszcze tyle płynów do przetestowania.
A wy miałyście z tym płynem do czynienia?
PS. Powiem wam, że mam jakąś niechęć do miceli w głowie, ponieważ przez nie przesunął mi się egzamin licencjacki.. eh trzeba powtórzyć wiadomości : )

piątek, 25 lipca 2014

The Secret Soap Store, Shea Line Foot Cream

Ręka do góry kto nie lubi kremów do stóp! Nienawidziłam kremować stóp, chyba to była jeszcze gorsza rzecz niż balsamowanie i wiecie co? Do czasu! Kiedy zauważyłam, że jednak to całe kremowanie coś daje. Przez ostatnie dwa miesiące wyrobiłam w sobie nawyk kremowania i już nigdy nie zrezygnuję. Dzisiejszym bohaterem notki jest krem od The Secret Soap Store, który był w moich ulubieńcach maja i czerwca. Co więcej mogłabym powiedzieć, że w ulubieńcach lipca też mógłby być. Jedyne za co przeprasza to to, że zdjęcie już jest wymęczonej bardzo tubki, ale po prostu zapomniałam zrobić mu na początku zdjęcie : ) Po tych peanach pochwalnych zapraszam was na pełną recenzję.
 Opakowanie
Krem zamknięty jest w metalowym opakowaniu, na którym niestety nie znalazłam składu, ale to dlatego, że posiadam wersję testerową. W normalnej wersji jest inna naklejka przednia, a produkt zapakowany jest w pudełeczko.

Skład
Już na drugim miejscu jest masło Shea, którego jest aż 15%, potem mamy glicerynę, mocznik, Olej avocado. Dalej znajdziemy lecytynę, alantoninę. Najlepszy skład kremu do stóp jaki widziałam.

Aqua, Shea Butter, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Glycerin, Parfum, Urea, Avocado Oil, Dimethicone, Acrylamide/Sodium Acrylate Copolymer, Trideceth-6, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Alantoin, Benzoic Acid, Dehydroacetic Alkohol, Phenoxyethanol, Poliaminopropyl, Biguanide, Ethylhexyglycerin, D-Limonene, Citral, Linalool.

Od producenta
Krem do pielęgnacji suchej skóry stóp. Dzięki wysokiej 15% zawartości masła Shea, jest znakomitym kosmetykiem dla każdego rodzaju naskórka. Po aplikacji skóra jest zregenerowana, gładka i delikatnie natłuszczona. Dodatkową zaletą jest delikatny, cytrynowy zapach
 Zapach
Tak jak producent mamy tu do czynienia z zapachem cytrynowym. Nie jest on tak sztuczny jak w większości kremów do stóp. (i tu pytanie dla was, czemu 90% kremów do stóp ma zapach cytryny, a nie np. arbuza?!) Nie jest nachalny, a w dodatku nie utrzymuje się na skórze, dzięki czemu nawet wrażliwym nosom nie będzie przeszkadzał.

Konsystencja, wydajność
Krem jest bardzo gęsty! Nie jest to typowy krem, a naprawdę gęste mazidło, które można by nawet nazwać masłem do stóp. Jednak mimo swojej gęstości, zadziwił mnie szybkim wchłanianiem i po 10 minutach po aplikacji naprawdę grubej warstwy na stopy mogę spokojnie przejść się do kuchni po wodę na dobranoc. Krem wystarczył mi na 2 miesiące, ale nie ukrywam, że go nie oszczędzałam.

Cena, dostępność
W Krakowie mamy to szczęście, że możemy kupić kosmetyki The Secret Soap Store stacjonarnie w Galerii Krakowskiej w nowym pasażu. Jednak wiem, że nie wszyscy mieszkają w Krakowie, dlatego krem można dostać TUTAJ za 20,99.

Działanie, opinia
Jak już wiecie krem był w moich ulubieńcach i to nie przez przypadek. Od chodzenia na niemiłosiernie wysokich koturnach i obcasach moje stopy były w ciężkim stanie, naprawdę potrzebne im było dobre nawilżanie (i złuszczanie - ale tu skarpetki nie dały sobie rady...). Ten krem spowodował, że każdego dnia budziłam się z co raz lepszymi stopami. Stały się nawilżone, odżywione i delikatne. W dodatku lepiej się również mają moje paznokcie, które też dostały sporą dawkę odżywienia. Dzięki temu kremowi nie pamiętam już ciągle pękających pięt, czy też poduszeczek z przodu :) Nie widać też suchych placków. Czas idealny na pokazywanie stópek w sandałkach no i mogę je pokazywać bez przeszkód. Krem ma ode mnie 6 punktów na 6. Ustanawia go jak na razie w pozycji ulubionego kremu do stóp i jest jednym z ulubionych kosmetyków roku 2014. W zapasach mam jeszcze parę kremów i jeszcze jeden chcę wypróbować, ale do tego wrócę!
A wy miałyście ten krem? Co o nim myślicie? No i jeszcze niech mi ktoś wytłumaczy, czemu ten zapach cytryny jest w każdym kremie do stóp!

czwartek, 24 lipca 2014

Pilomax, Aloe Wax Regenerująca i nawilżająca maska

O dziwo dawno nic o włosach nie było! A to wszystko dlatego, że starałam się dokańczać to co już otwarte mam. Same rozumiecie : ) Dzisiaj opowiem wam o masce, którą już długo chciałam wypróbować, bo wiele z was tymi Waxami było zachwycone. A w dodatku z dodatkiem Aloesu to musiało się udać! Ciekawa jak działała na moich włosach? To zapraszam.
Opakowanie
Maska zamknięta jest w prostym plastikowym słoiczku. To rozwiązanie najbardziej przypada mi do gustu jeśli chodzi o maski do włosów, bo jestem w stanie wydobyć ją do końca bez żadnego problemu. Wieczko jest ściągane, dzięki czemu spokojnie możemy z nią podróżować, bo nie otworzy się. 

Od producenta

 Skład
Od razu gdy do mnie trafiła, wiedziałam, że nie ma cudownego składu. Ale tyle osób już o tym pisało, że jest świetna mimo niezbytniego składu, że uwierzyłam!
 Zapach
Jest dość intensywny, trochę chemiczny, ale pachnie jak wszystkie aloesowe kosmetyki. Trochę to słodki zapach, trochę kwaskowaty. Z racji, że stosuję maskę przed umyciem szamponem nie wiem czy zostaje na włosach.

Konsystencja, wydajność
Jest to bardzo gęsty produkt, jednak nie ma problemu by nałożyć na włosy i dokładnie rozprowadzić. Takie opakowanie 240g starczyło mi na cały miesiąc używania, stosując co dwa dni (tak wiem piszą by stosować co 4-5 dni, ale ja potrzebowałam turbo regeneracji : ) No i ma taki śliczny smurfowy kolor!
 Dostępność, cena
Dostępność nie jest dobra, bo możemy stacjonarnie w niektórych aptekach czy sklepach zielarskich kupić tą maskę (w Krakowie jest w sklepie zielarskim między Rynkiem a Teatrem Bagatela (ale nie wiem jaka to ulica: p). Koszt tej maski to 15,50 zł. Ewentualnie możecie ją również kupić TUTAJ
Działanie, opinia
Tak zaufałam opiniom na blogach, że pomimo składu maski te naprawdę sprawiają, że włosy są świetne! Nawilżone i mega błyszczące. Nie mam żadnych problemów z nimi! Świetnie się rozczesują i nie przetłuszczają się szybciej. Chyba, że użyje szamponu Aussie albo Gliss Kura, które są tragiczne..W tym miesiącu nawet zdarzały się dni włosów z reklamy! Nie puszą się, co również jest dla mnie bardzo ważne. Nie zauważyłam jednak, by przedłużała świeżość włosa, ale nie oczekiwałam od niej tego. Sprawdziła się świetnie jako maska nawilżająca i wygładzająca i myślę, że spokojnie wróci kiedyś do mnie do łazienki jeśli będę miała dość testowania nowości : ) Ma ode mnie 4,5 punkta na 6 : )

A wy miałyście z nią styczność? Jak się u was sprawdziła? A może polecacie coś z innego od firmy Pilomax?