sobota, 31 stycznia 2015

Bania Agafii, Szampon Ziołowy do Włosów - czarna Bania Agafii

Mam takie zaległości z szamponami, które próbuję dla was, że się nie zdziwicie jak w następnych tygodniach pokażę wam kilka ^^ Jak wiecie zdążyłam wam się poskarżyć, że od dłuższego czasu cierpię na brak objętości włosów przy skalpie i nic nie pomaga. Zmieniam szampony, zmieniam maski, odżywki i nic to nie daje. Dlatego pomagam sobie w inny sposób, ale o tym nie dziś. Dzisiaj o szamponie, który nie ostatni raz się u mnie pojawi, bo działanie, a w dodatku cena powoduje, że chętnie do niego będę wracała. Ciekawi co to za czarodziejskie cudo?


Podoba mi się to jak ta butelka, w której jest szampon wygląda. Widzicie to jakie to śliczne? Klasyczna, ciemna butelka z etykietą dającą wrażenie vintage. Patrząc na nią mam wrażenie, że patrzę na szampon z dawnych lat. Butelka zamykana na klapkę, na której nie trzeba łamać paznokci. Jedyne do czego niektórzy mogą się przyczepić to fakt, że naklejka przyklejana przez polskiego dystrybutora, szybko blednie : c


Szampon nie ma w składzie silnych detergentów, jednak ma średnio silny Sodium Coco-Sulfate i łagodny detergent zaraz za nim. Dalej emulgator,  potem mamy olej z łopianu, ekstrakt z dziurawca, szałwii, słodkiej koniczyny, z szyszki olchy, liści jeżyny, ekstrakt z wiązówki, olejek jałowcowy, oraz ekstrakt z amurskiej lipy. Potem już tylko zapach i konserwanty.  Skład jest bardzo przyjazny jak sami widzicie! Zero silnych detergentów i silikonów, za którymi nie przepadam na co dzień w szamponach.


Zapach jest bardzo przyjemny. Typowo ziołowo-słodki, jednak delikatny i nie pozostaje na włosach. Jestem przekonana, że od siebie nikogo nie odrzuci. Co do konsystencji też nie mam się do niczego przyczepić. To klarowny szampon o ciemnym zabarwieniu. Co prawda trzeba go trochę więcej wziąć do umycia głowy niż innych szamponów, ale nie są to ogromne porcje. Szampon wystarczy na ok 2 miesiące stosowania co 2 dni.

Cena należy do tych przyjemniejszych. Bo szampon kosztuje zaledwie 10 złotych! Mój pochodzi z Zielonej Mydlarni w Katowicach i tam go za tyle znajdziecie :) 


 Co do działania nie mam żadnych zastrzeżeń! (no dobra mógłby co zrobić z moimi włosami przy skalpie). Szampon świetnie oczyszcza włosy ze wszystkich olejów i masek. Nie podrażnia, ani nie powoduje przesuszenia skalpu (czego objawem jest swędzenie i biały pył, który dużo osób myli z łupieżem). Nie powoduje plątania włosów na długości. Po jego użyciu włosy są wyjątkowo sypkie, a w duecie z drugim szamponem (o którym już wkrótce) nie trzeba mi nakładać żadnej odżywki! (nie używałam odżywki od miesiąca, a moje włosy żyją!). Ja nie oczekuje od szamponów zregenerowania włosów, czy też nawilżenia ich, od tego są odżywki, więc tym bardziej się cieszę, że ten szampon  jest tak dobry. W dodatku za tą cenę nie miałam nigdy lepszego. Jestem pewna, że znajdzie się w moich odkryciach pielęgnacyjnych za rok! Jednak jestem też świadoma, że nie każdy będzie z niego zadowolony z racji tego, że to szampon ziołowy i część posiadaczek wysokoporowatych włosów może uznać, że stosowany przez dłuższy czas wysuszać nadmiernie włosy. U mnie nic takiego się nie pojawiło, a ja stałam się szczęśliwą użytkowniczką tego cuda.


A czy któraś z was używała go? Też jesteście tak z niego zadowolone jak ja?
Ah i żeby nie było, że zaraz pojawią się komentarze, żebym użyła dobrze oczyszczającego szamponu, żeby moje włosy przestały być oklapłe. Na razie nic nie działa z tych rzeczy, a ja czekam i mam nadzieję, że to związane przez stres, czy aktualne problemy zdrowotne : )

czwartek, 29 stycznia 2015

Wyniki rozdania rosyjskich kosmetyków

Oh nie ta sesja się szybko kończy, bo mam ochotę poleżeć i nic nie robić! <marzenie ściętej głowy> No ale, żeby nie narzekać zbyt długo chciałabym ogłosić wyniki ostatniego rozdania z kosmetykami rosyjskimi


Jestem pozytywnie zaskoczona ilością waszych zgłoszeń! I szkoda, że tylko jeden taki zestaw mam dla was, ale przecież chyba nigdy nie uszczęśliwię wszystkich na raz!
Tym razem z pomocą Carycy oraz generatora liczb wygrała <fanfary>


Gratuluje! I mam nadzieję, że kosmetyki przypadną Ci tak do gustu jak mi : *  Prosiłabym też o Twój adres do wysyłki na mój adres e-mail : rarityikosmetyki@gmail.com do niedzieli :)

Buziaki dla wszystkich i ogromne podziękowania dla was! A w przyszłym tygodniu ruszamy z nowym rozdaniem tym razem włosowym!

środa, 28 stycznia 2015

Tak mi pachnie! - Yankee Candle Q4 2014

Nie bijcie! Ja wiem, że wiosna się zbliża, a ja wam wyjeżdżam dopiero z Q4. I tak wiem zapewne większość z was już je próbowała, ale uznałam że dopóki jeszcze możecie dorwać te zapachy to próbujcie! Ja byłam sceptycznie nastawiona do tej kolekcji. Wiedziałam, że dwa zapachy na bank mi się spodobają, co do dwóch nie byłam pewna. Ale jak to ze mną bywa wzięłam wszystkie, bo przecież czemu by nie? Ciekawi co ja mam do powiedzenia na temat tych zapachów?

 ANGEL'S WINGS

To miał być pewniak! I faktycznie to całkiem przyjemny zapach i dla wszystkich tych, którzy płaczą za utratą Vanilla Satin myślę, że będzie świetnym rozwiązaniem. To zapach słodkiej, perfumeryjnej wanilli z domieszką waty cukrowej oraz .... MLEKA W PROSZKU! Tak jak dla mnie najbardziej wyczuwalna nuta zapachowa. Nie jest to zapach tak intensywny, że w całym mieszkaniu wyczuwalny, jednak dla posiadaczy małych mieszkań może być idealny. Może to nie jest idealny odpowiednik Vanilla Satin, ale jest jej bliskim krewnym, jednak słodszym i mniej wyrafinowanym przez dodatek tego cukru.

ICICLES

Tego zapachu nie byłam pewna. Po tym jak na jutjubie była recenzja tych zapachów i dziewczyna uznała, że jak pali ten zapach to widzi tego ptaka na gałęzi w lesie, to totalnie go skreśliłam. Jednak przechodziłam ostatnimi czasy kryzys zapachomaniaczki i wszystkie zapachy mnie denerwowały i były męczące. Dlatego uznałam, że zapach mroźny+iglasty powinien mi pomóc przetrwać ten czas. Aż się zdziwiłam, ponieważ wydał mi się całkiem przyjemny. To zapach dokładnie mentolowo-choinkowy. W tle wyczuwalne drewno sandałowe oraz goździki. Słodkości nadaje zapach cynamonu z cukrem. Wszystko to sprawia, że dostajemy dość mroźny zapach, dający wrażenie świeżości. Podobno jest idealny jeśli jesteście przeziębieni!

CANDY CANE LANE

To był dla mnie drugi pewniak. Niestety troszkę mnie zawiódł i świecy nie przewiduję. To zapach słodkiej mięty, wyjętej z tiktaków. Jednak znacznie mocniejszy i słodszy. To zapach bardzo słodki, momentami nawet zbyt bardzo, dając uczucie lepkości zapachu. Oprócz mięty wyczuwalna jest wanilia, ale pod postacią kremu waniliowego. Czyli lekko przyciężkawa i płaska. Zapach potrafi zmęczyć i to całkiem porządnie. Jednak jak jesteście na diecie to wam pomoże przełamać ochotę na słodycze!

CHRISTMAS GARLAND

Nie wiem czemu na samym początku skreśliłam ten zapach. Uznałam, że będzie przypominał zapach do auta, czy też odświeżacz do ubikacji. Nic z tych rzeczy! To chyba jeden z ładniejszych zapachów choinkowych jakie mi było dane próbować. To jest zapach sosny zatopionej w lukrze! Serio! Dla mnie to taka słodka sosna z dodatkiem specyficznego zapachu żurawiny. To tak jakbyście wąchały suszoną żurawinę (która jest słodkawa) i sosnę na raz. Zapach bardzo intensywny i można go palić tylko przez chwilę i to na dużych powierzchniach. Szczerze wam powiem, że myślę nad świecą! Bo zapach jest niepowtarzalny i piękny - jeśli oczywiście ktoś lubi choinki : )

Moje woski kupiłam w Zielonej Mydlarni w Katowicach, ale to zapewne się domyślacie : ) 
A wy mieliście jakiś zapach? Dajcie znać! A ja lecę do fizyki, bo jutro egzamin : )

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Iwostin, Purritin Rehydrin, Krem przywracający nawilżenie

Wiecie, że uwielbiam kremy do twarzy. Prawda? Jak na razie mam swoich ulubieńców, ale jaką blogerka bym była, gdybym nie próbowała innych? Dzisiejszy bohater skończył się tak nagle, że nawet nie zauważyłam kiedy! A to oznaka, że trzeba o nim wspomnieć. Gotowi? Raz dwa TRZY! (PS. Trzymajcie jutro kciuki, bo mam egzamin z toksykologii klinicznej!)


Krem znajduje się w prostej, miękkiej, plastikowej tubce. Niestety na tubce nie ma napisanego składu (a zmieściłby się). Zamykana jest na klapkę, co nie jest najbardziej higienicznym zamknięciem jeśli chodzi o kremy, ale i tak lepszym niż słoiczek. Z klapką nie ma problemów i nasze paznokcie powinny zostać na swoim miejscu. Tubka opakowana jest w kartonik, na którym zamieszczone są wszelkie informacje na temat produktu. Szata graficzna jak na Iwostin przystało jest prosta, delikatnie apteczna.


Kosmetyki apteczne/dermatologiczne nie mają naturalnych składów. Niestety nie możemy oczekiwać, że w takich produktach będzie sporo natury. Dlatego w takich kremach tego nie oczekuję.  Nie znajdziemy tutaj parafiny, co jest dla mnie ważne, ale za to mamy PEG'i. Na drugim miejscu mamy substancję ułatwiającą rozprowadzanie kremu. Następnie jest sól aluminium. I tutaj moja wina, że znów nie popatrzyłam dokładnie na skład, bo staram się omijać tego typu substancje. Jej zadaniem jest matowienie skóry. Obiecane minerały z wody Iwonicza są przy końcu składu. 


Zapach jest tak delikatny, że już przy aplikacji jest niewyczuwalny. Nie powinien nikomu przeszkadzać, ani drażnić. Konsystencja kremu jest bardzo lekka, dobrze się rozprowadza i szybko wchłania, nie zostawiając żadnego nieprzyjemnego filmu na skórze. Niestety to chyba jeden z najmniej wydajnych kremów jakich miałam.Wystarczył mi na 1,5 miesiąca, co jest takim średnim wynikiem, ale też przecież nie wydajemy kroci na ten krem.


Cena kremu to ok 20 złotych, a sam Iwostin dostępny jest w SP i innych aptekach. Jeśli się nie mylę to chyba również w Hebe.


A teraz najważniejsze. Jak działa krem? Nie mogę powiedzieć, że był zły. Delikatnie nawilżał, jednak nie było to nawilżenie jakiego potrzebuję w okresie jesienno-zimowym. Dlatego propozycja producenta o tym, by stosować go 2 razy dziennie nie mogła być przeze mnie spełniona. Na noc potrzebowałam czegoś lepiej działającego. Dobrze współpracował z podkładami, nie wysuszał, ani nie podrażniał. Co dla mnie ważne nie uczulił, ani nie spowodował wysypu niedoskonałości. I gdyby nie to, że dość słabo nawilża to nie miałabym mu nic do zarzucenia. Jednak dobrze matowił skórę, jeśli to dla kogoś ważne. Ja natomiast jak wiecie mam obsesję na punkcie nawilżania skóry i jej odżywiania, mimo że posiadam cerę mieszaną. Dlatego wątpię, że do niego kiedyś wrócę. Jednak nie okazał się klapą jak wersja dla wrażliwych skór, za co wielkie dzięki dla niego!

Miałyście z nim do czynienia? A może również kierujecie się w stronę natury i mocnego nawilżania?

No i przypominam wam, że rozdanie z rosyjskimi kosmetykami kończy się już w tym tygodniu!


niedziela, 25 stycznia 2015

Barwa, Masło różane do ciała

 Już dobrze wiecie, że uwielbiam wszelkiej maści balsamy do ciała, czy też masła. Od tych drugich wymagam intensywnej regeneracji, odżywienia i nawilżenia skóry.  Byłoby równie dobrze jakby pięknie pachniało to czym się smaruje, ale nie jest to punkt obowiązkowy, lecz mile widziany. Zapachem różanym zaraziłam się od Klaudii, które wiele razy powtarzała, że uwielbia ten zapach. Gdy zobaczyłam, że jest masło o takim zapachu musiałam je mieć. A czy warto było?


Masło dostajemy w plastikowym słoiczku, który jest najlepszą opcją w przypadku wszelkich maseł do ciała. Nie ma problemy z wydobyciem produktu do końca. Szata graficzna stylizowana na produkt vintage, dzięki temu ładnie prezentuje się w łazience. Jedynym moim zdziwieniem był fakt, że jest takie malutkie!


Skład tego masła nie jest zły! Ponieważ mamy wysoko w składzie Masło Shea oraz olej ze słodkich migdałów! Dopiero pod koniec drugiej linijki mamy parafinę. W dodatku nie znajdziemy tu parabenów. Jedynie ten PEG odstrasza, ale powiedzmy sobie szczerze - to produkt drogeryjny, więc tu zazwyczaj coś musi być nie tak : )


Masło ma bardzo intensywny zapach róż, dokładnie taki jak perfumy różane, które kiedyś wszyscy przywozili z Bułgarii! Zapach jednak jest tak intensywny, że po pierwszej aplikacji nie mogłam zasnąć, gdy posmarowałam się cała. Myślę, że spokojnie może zastąpić perfumy w dzień, ponieważ zapach utrzymuje się bardzo długo i przechodzi na ubrania i całe otoczenie. Ja używam go na noc, głównie na nogi. Dzięki temu ładnie pachnie, ale nie tak intensywnie, bym źle się czuła. Teraz dosłownie wszystko: piżama, szlafrok, kołdra i prześcieradło pachną różami! Coś pięknego!


Masło ma całkiem zbitą konsystencję, jednak nie jest to takie twarde masło. Z łatwością się je nabiera i rozprowadza na skórze, w którą w szybkim tempie się wchłania. I tutaj mam problem z natury technicznej. Z jednej strony opakowanie jest malutkie, czym można tłumaczyć fakt, że produkt tak szybko schodzi. Ale też zostaje sprawa tego, że ja całkiem dużo go nakładam. Wystarcza na ok.2 tygodnie.


Produkty Barwy są co raz lepiej dostępne. Masło widziałam w Rossmanie, małych drogeriach oraz w sklepie internetowym TUTAJ. Cena to ok. 23 złotych za 180 ml.


Moje masło już jest na wykończeniu, a czy wróciłabym do niego? I tak i nie. Masło bardzo szybko się wchłania, nie zostawia żadnej nieprzyjemnej powłoki na skórze. Całkiem dobrze radzi sobie z wygładzeniem naskórka, ale nawilżenie jakie daje nie jest zbyt intensywne. Czasem, gdy moja skóra potrzebuje ekstra nawilżenia to wiem, że to masło nie spisałoby się. Jednak aktualnie, gdy nie borykam się ze zbytnią suchością skóry daje radę. Jednak wróciłabym do niego głównie dla zapachu, by poczuć się jak mała dziewczynka, która bawiła się pustym drewnianym flakonikiem mamy. Nie jestem pewna, czy to był flakonik właśnie po perfumach, czy to drewno samo z siebie tak pachniało. Ale ważne, że kojarzy mi się z tym masłem i dzieciństwem. Dla wszelkich amatorów różanych zapachów to produkt obowiązkowy do wypróbowania. Co ważne, masło nie spowodowało wysypu niedoskonałości na ciele i bezpiecznie możecie go używać. Nie uczulił, nie podrażnił. No i szkoda, że tak szybko się skończył. 

Miałyście je? A może próbowałyście wersję oliwkową i chciałybyście mi powiedzieć, że pięknie pachnie? Dajcie znać!

I oczywiście przypominam wam o rozdaniu! Macie już tylko 4 dni do końca. A naprawdę fajne kosmetyki do wygrania!

sobota, 24 stycznia 2015

Spotkanie Noworoczne 10.01 w Sosnowcu

Dzisiaj do was przychodzę z relacją z Noworocznego Spotkania na którym byłam z początkiem roku. Cieszę się, że mogłam się spotkać z dziewczynami, której już wcześniej poznałam i z tymi nowymi, bo nawet nie wiecie jak miło jest poznawać takich samych świrów na punkcie kosmetyków jak my! 

Na miejsce doszłyśmy w piątkę, bo po drodze po prostu się znalazłyśmy. Gdy doszłyśmy na miejsce (już po zakupach w Hebe : p) Większość dziewczyn już czekała.  Nasze spotkanie odbyło się w barze "Plotka" w centrum Sosnowca. 

  Na początku odbyło się dla nas szkolenie, które poprowadziła przesliczna Ania z www.lowcytrendow.pl (zakręcona na punkcie zdrowego stylu życia^^). Szkolenie było na temat blog-coolhuntingu i tego jak powinna wyglądać współpraca blogerów z firmami. Całym sercem podpisuję się pod tym co powiedziała!

Później przedstawiła nam dwa produkty, które pomagają w utrzymaniu zdrowego ciała i ducha. Powiem wam, że mam ochotę na te produkty, ponieważ już od dłuższego czasu zastanawiam się nad mini detoksem organizmu ! Jeśli nie słyszeliście nigdy o soku z młodego jęczmienia, czy też chlorelli to koniecznie 





Następnie prezentację poprowadził Jurek, który jest niezależnym partnerem firmy LR, z którą nie miałam nigdy do czynienia. Poznaliśmy na jakiej zasadzie działa firma i miałyśmy okazję poznać kilka produktów.


Na koniec uskuteczniłyśmy wymiankę z Asią i w końcu mam pierwszą paletę MUA <3 


W spotkaniu brały udział:
Ja -                 http://rarityikosmetyki.blogspot.com
Agnieszka  - http://agnieszkanet.blogspot.com
Alicja  -          http://poradnikbezradnik.blogspot.com
Asia -              http://todaytomorrowandforeverbeauty.blogspot.com
Justyna        http://www.produktnatury.com.pl
Dominika     http://kosmetykowyswiat.blogspot.com
Karolina     http://biszkopcik86.blogspot.com
Kasia             http://hutosia.blogspot.com
Sandi            http://sandi-beauty-lifestyle.blogspot.com
Kasia             http://kasias1980.blogspot.com
Justyna         http://fashionak-sklep.blogspot.com/

Na koniec otrzymałyśmy kilka prezentów : )

 Bardzo się cieszę, że mogłam się spotkać z dziewczynami, bo to zawsze miła odmiana od szarej rzeczywistości, w której na moje maniactwo patrzą jak na chorobę psychiczną : )




piątek, 23 stycznia 2015

Pilomax, Szampon Głęboko Oczyszczający do włosów ciemnych

Nawet nie wiecie jak trudno w Krakowie znaleźć praktyki. Najgorsza sprawa jaka istnieje! Tak jak wam obiecałam w najbliższym czasie pojawi się wiele recenzji produktów do włosów, bo wiele z nich nie ma jeszcze u mnie na blogu swojego miejsca, a się kończą i odchodzą w najbliższym czasie w zapomnienie.  Dzisiejszy bohater przeleżał ogrom czasu na mojej wannie i powoli dobiega końca. Ciekawe jak tym razem sprawdził się szampon Pilomax?


Szampon zamknięty jest w białej, okrągłej butelce, z nieprzeźroczystego plastiku. Zamknięcie na klapkę, które jest funkcjonalne i nie powoduje połamania paznokci. Szata graficzna prosta, delikatnie apteczna. jedyne co mnie denerwuje to fakt, że trudno wydobyć resztki już tak, gdy zostaje 1/3 produktu.


Skład no cóż. Chwyt na nieuważne włosomaniaczki: BRAK SLS no i co z tego, skoro jest SLES? Skład należy do tych przeciętnych i takich sobie. Nie ma w nim co by mnie zachęciło. Typowy rypacz z dość wysoką pozycją pantenolu. 


 Zapach jest przyjemny, delikatnie pokrzywowo -skrzypowy? Zapach po prostu trawiasty. Nie jest intensywny i nie męczy nikogo.  Jest to szampon bezbarwny, o całkiem gęstej konsystencji. Nie spływa z dłoni. Trzeba go trochę więcej nałożyć, żeby zrobiła się piana. Nie wypowiem się o wydajność, bo.... O tym za chwilę.. Jednak prawdopodobnie jak na 22 złote jest całkiem wydajny. Dostępny TUTAJ

Zapewne jak się domyślacie szampon ten nie uwiódł mnie. A nawet strasznie zawiódł. Oczywiście mocno oczyszcza, ale po każdym jego zastosowaniu mam tak przesuszony skalp, że ze mnie się sypie białymi płatami śniegu! Nie przesadzam! Używanie go na włosach było istną torturą! Po nim trzeba serio dobrze nawilżyć i odżywić włosy, bo niestety ale plącze mi włosy, pozostawia je szorstkie w dotyku nawet na mokro! Znalazłam mu świetne zastosowanie jako myjak do jajka RT, ale kolor mu zżera jak oszalały! Nie polecam go i nie chcę go widzieć nigdy więcej. Bo co z tego, że całkiem dobrze oczyszcza włosy (chociaż i tak nie przedłuża świeżości włosom), jak z mojej głowy powoduje wysyp śniegu? 


Miałyście go? Dobrze się u was spisał? 

I pamiętajcie o rozdaniu u mnie na blogu. Pozostał niecały tydzień, a do wygrania są kosmetyki rosyjskie!



środa, 21 stycznia 2015

Tak mi pachnie! - Yankee Candle

 Uwaga zdałam analizę matematyczną ! Tyle dobrego w tym dniu! Oprócz tego listonosz zgubił moje lakiery - które miały być pierwszymi modelkami <hliphlip> I na poczcie zgłosiłam zaginięcie paczki. No ale miejmy nadzieje, że przynajmniej odzyskam pieniądze..
Druga sprawa ostatnio w środę prosiłyście o to bym opisała nowe zapachy z edycji walentynkowej. Smutek mnie ogrania, ale ani limitki walentynkowej, ani najnowszej bazzar jeszcze nie mam, bo nie jechałam do domciu w ostatnim czasie. Tym samym wybrałam sama zapachy na ten tydzień. Dlatego kto ciekawy to zapraszam! Dzisiaj 2 zapachy dostępne w PL i dwa niedostępne : )


TROPICAL FRUIT
Nawet nie wiecie jak się cieszyłam, że dorwałam ten zapach. No bo przecież owoce tropikalne muszę pachnieć obłędnie. I to kolejny raz kiedy zawodzę się na owocowych zapach, które normalnie, w innych odsłonach uwielbiam. Zapach ten ma sporą ilość mango, wymieszane z bananami (w bardzo małym stopniu). Mają się też pojawić nuty jaśminu, którego niestety nie wyczuwam. To zapach może przyjemny, ale bardzo sztuczny, słodki i lepki. W niczym nie przypominający realnej mieszanki. W dodatku jest mało intensywny i szybko znika z pomieszczeń.

VINEYARD
Tak, tak znów będę narzekać. Zapach na sucho podbił moje serce, w dodatku wszyscy chwalili to przecież mi, miłośniczki zapachów winogronowych MUSI się podobać. No tak nadzieja matką głupich. Zapach faktycznie pachnie winogronowo, ale bardziej jak napój winogronowy niż same winogrona. Jest bardzo słodki, lepki, z dość sporą nutą chemii. I nie mówię, że jest zły jednak to nie na takie winogrona się nastawiałam. Chciała świeży, prawdziwy zapach winogron z działki mojej babci i dziadka! Jednak wielkim plusem tego zapachu jest to, że jest bardzo intensywny i utrzymał się w pokoju przez 3 dni!

SOFT BLANKET
Zabijcie mnie za to narzekanie dzisiaj, ale niestety kolejny zapach, który na sucho był piękny, wszyscy chwalą. Nawet przecież zapach był wykupiony z magazynów i przez pewien czas go brakowało. I wiecie co? Nie mogę go znieść! Zapach bardzo intensywny, jednak tak bardzo perfumowany że nie mogę wytrzymać. Nie wiem czemu wszyscy go polecają, jako zapach pewniak dla początkujących. Nawet moja siostra (Isia: *) cały czas truje mi, że ona chce taką świece. To zapach bardzo praniowy,czysty i niestety aż nadto. To zapach przedawkowanego proszku do prania, wraz z tą drażniącą proszkową nutą. Oczywiście to zapach ciepły i otulający, ale ja z nim nie mogłam wytrzymać. Spróbuję jeszcze z malusieńką ilością, ale wątpię, że polubimy się na stałe.

SNOWFLAKE COOKIE
Uwielbiam ciasteczkowe zapachy i ten zapach też w 100 % miał być mój. Jednak okazał się takim o ciasteczkiem, przyjemnym jednak bez pazura. To wg mnie ciasteczka waniliowe z dużą ilością lukru i tymi kolorowymi perełkami. Ciastka zdają się być ciepłe, buchające parą i waniliowymi oparami. Jednak brakuje mi tego czegoś, jakiegoś zapachu, który by chwytał za serce. Jednak nie można mu odmówić całkiem fajnej intensywności i tego, że jest przyjemny, a nie męczący. Jeśli jesteście jego ciekawe to macie ostatnią szansę, ponieważ zapach znika ze sklepów i powróci dopiero zimą.

Jak zwykle informuję, że swoje samplery palę jak wosk w kominku, a nie standardowo jak świeczkę. Zapachy dostępne w PL zakupiłam w Zielonej Mydlarni w Katowicach, a niedostępne pochodzą albo z allegro albo z zagranico!

Przyznajcie się, które z zapachów miałyście i które wam się spodobały. Ja na za tydzień postaram się wam w końcu przedstawić Q4 2014 (tak, tak wiem już późno, ale lepiej później niż wcale!)

Pamiętajcie też o rozdaniu na blogu, gdzie do wygrania są rosyjskie kosmetyki!

wtorek, 20 stycznia 2015

Ziaja, Liście Manuka żel myjący normalizujący

Na serię liście manuka od Ziaji był szał jakiś czas temu. Blogosfera huczała, a produkty wydawały się objawieniem. Dlatego na targach musiałam kupić zestaw tych kosmetyków. MUSIAŁAM! Co tam, że nie zauważyłam, że zamiast pasty jest krem na dzień, ale musiałam! A, że tonik kupiłam wcześniej z tej serii to przecież do kompletu kupię drugi... Eh moje myślenie jest poniżej krytyki.. Jednak nie o tym dzisiaj, a żelu do mycia twarzy. Ciekawi, czy i mnie ta seria zauroczyła?


Żel jest w bardzo wygodnym opakowaniu. Przeźroczysta, okrągła, plastikowa butelka. Do tego dostajemy pompkę, która się nie zacina i działa do samego końca. Szata graficzna bardzo prosta, bo bez zbędnych nadruków. Wiele firm mogłoby się od Ziaji uczyć tego jak zrobić by opakowanie było estetyczne i funkcjonalne.



Umówmy się, że skład no nie porywa. Standardowy żel z SLS, jednak mamy tutaj substancję Zinc Coceth Sulfate, która jest substancją powierzchownie czynną, wykazującą działanie antybakteryjne i antygrzybicze. Mamy też glicerynę panthenol, alantoinę, kwas laktobionowy.


Zapach tej serii jest wyjątkowo przyjemny. Delikatnie cytrusowy, mocno odświeżający. Nie wiem czy zapach płynu zostaje na dłużej, ponieważ zaraz po użyciu jego stosuję tonik z tej serii, ale wiem że jest to zapach intensywny. Zapewne znajdą się jego przeciwnicy, jednak większa rzesza jest jego fanami.


Żel jak to żel ma standardową konsystencję. Jest dość lejący. Nie pieni się jakoś bardzo mocno, co dla mnie jest plusem, bo piana nie wchodzi w oczy, ani nos.  Do jednorazowego użytku potrzeba ok. 1,5 pompki, przez co żel staje się odrobinę niewydajny i przy używaniu go raz dziennie wystarcza na ok. 1,5 miesiąca.


Produkty Ziaji są już wszędzie dostępne czy to Rossman, Natura, Super Pharm, czy też apteki. Żel kosztuje w granicach 9 złotych.


Żelu używałam raz dziennie i tylko wieczorem, ponieważ całkiem dobrze i całkiem mocno oczyszczał twarz. Rano jednak wolę coś delikatniejszego i o tym co używam to napiszę wam lada dzień.  Po tego typach żelów nie mamy co się spodziewać wiele. Ważny by mył i dobrze oczyszczał. Jednak żel ten w nazwie ma jeszcze normalizujący. I tutaj się nie zgodzę, bo niestety po jego użyciu tonik trzeba użyć, by uniknąć nadmiernego ściągnięcia skóry. Jednak dobrze trzymał cerę w ryzach i niespodzianki nie pojawiały się. Nie wysuszał nadmiernie skóry. Nie mam nic mu do zarzucenia. Jednak oczyszczenie jakie nam serwuje to nie jest typ oczyszczenia jak po czarnym mydle lub mydle Aleppo. Dlatego dłuższej znajomości między nami nie będzie.

Miałyście go? A może u was stał się ulubieńcem i zostaniecie z nim na dłużej? Ja chyba już przestanę kupować żele, bo mało który mnie zadowala. Niestety...

Przypominam jeszcze wam szybko o moim rozdaniu z rosyjskimi kosmetykami : )