piątek, 26 czerwca 2015

Lambre, Woda perfumowana Amaltea Summer

To, że jestem maniaczką zapachów to wiecie. Zapewne też się domyślacie, że oprócz tony wosków i świec mam też wiele flakonów perfum i mgiełek. No cóż tak się składa, że mam z tym mini problem. No cóż w ten sposób muszę się z wami swoimi zapasami podzielić i pokazać wam co warto kupić a co nie! No to gotowi na pierwszy okaz?


W kartoniku znajdujemy dość sporych rozmiarów flakon. Flakon wydaje się prosty, ale dzięki cieniowaniu na butelce oraz jej wygiętemu kształtowi daje wrażenie oryginalnej i przyjemnej dla oka. Co ważne przy robieniu zdjęć upadła na balkon i wiecie co? PRZEŻYŁA! Plusy dla niej, tego szczęścia niestety nie miał flakon Burberry The Britt : c


Woda ta należy do rodziny zapachów kwiatowo-orientalnych. Wybrałam je ze względu kuszącej nazwy Summer, chociaż teraz wiem, że wersja zimowa pewnie byłaby lepsza.. Ale to o tym zaraz! Ze strony producenta wyczytamy jakie zapachy tworzą całość:

Nuty głowy: cytryna, grejpfrut, arbuz, pomarańcza bergamota
Nuty serca: brzoskwinia, róża, dzika róża
Baza: drzewo sandałowe, wanilia, gałka muszkatołowa, piżmo

Brzmi kusząco! No i ten arbuz, brzoskwinia i wanilia! Myślałam, że się uda! Bo przecież zapach arbuza kocham!


Niestety perfumy  te według mnie nie są letnie. Możliwe, że na wieczory letnie się sprawdzą, ale ja bym je przypisała raczej wiośnie. Zapach cytryny, róży, piżma oraz drzewa sandałowego daje raczej taki mocniejszy akcent, co nie bardzo pasuje mi na lato. I oczywiście, gdyby inne nuty zapachowe były wyczuwalne, to świetnie by tą ciężkość przełamało. Niestety tak nie jest. Wszystkie te zapachy, które wymieniłam tak dominują na skórze, że reszta ginie w tle. To zapach otulający, mocny dla eleganckich i ambitnych kobiet. Świetnie według mnie pasuje dla bizneswoman, ale raczej nie do eterycznej, delikatnej kobietki. No dobra, ale to opisuje zapach po psiknięciu od razu. Co dalej? Niestety dalej lepiej niestety nie jest.. Zapach szybko się ulatnia, a ja jestem opornym konsumentem i po 20 minutach niestety ich już nie czuję na sobie. A szkoda, bo zapach jest przyjemny jak idę wieczorem do pracy, jednak co mi po tym jakbym musiała z tą buteleczką cały czas chodzić. Oczywiście nie skreślam tego zapachu, bo buteleczkę z przyjemnością wykorzystam, nie ich wina, że na mnie zapachy w 99% się nie utrzymują! I to nie przecież ich wina, że ja wolę je na wieczór, czy też na chłodniejsze dni.


Jednak problem jest w tym, że nie wrócę do nich. Czemu? Za 75 ml musimy zapłacić 99 złotych o TUTAJ. Co za tym idzie? To całkiem spory wydatek jeśli chodzi o perfumy, które trwałością dorównują mgiełek z BBW. Nieprawdaż? A za mniejszą cenę, bez promocji mogę je kupić i to w pojemności 236ml! A jeśli już chodzi o wody perfumowane/toaletowe/perfumy to wolę sobie kupić w tej cenie tester, lub trochę dopłacić i mieć cudowny flakon zapachów, które wytrzymują u mnie chociaż trochę dłużej. Niestety jestem wybredną osobą jeśli chodzi o zapachy, ale cóż taka jestem!


Strasznie mi przykro, że ta woda nie jest trwalsza, a zapach nie jest orzeźwiający i nie ma tu w nim arbuza. No ale cóż tak się kończy wybieranie w ciemno :) Jednak jestem pewna, że niektórym z was zapach przypadnie do gustu! 

Przyznać się, która je miała i wąchała? A może miałyście do czynienia z innym perfumami Lambre? Może któraś z was miała Amaltea Winter? No dobra to teraz uciekam do dalszej nauki. Trzymajcie się! <3

środa, 24 czerwca 2015

Pat&Rub, Otulający balsam do dłoni

Macie tak czasem, że oczekujecie po danej marce tak wiele, że jak w końcu jesteście w posiadaniu produktu tejże marki to myślicie, że stanie się cud? A kosmetyki okażą się ideałem? Już długi czas miałam w planach wypróbowanie kosmetyków Pat&Rub, marki założonej przez Kasię Rusin. Kosmetyki w zamiarze dość naturalne, w dodatku dość drogie powinny działać lepiej niż te za kilka groszy w sklepach. Dlatego, gdy w moje ręce wpadł dzisiejszy bohater myślałam, że na moich dłoniach stanie się cud. Ciekawi, czy tak się stało?


Powiem szczerze, że to jedne z fajniejszych opakowań kremu do rąk jakie widziałam. Opakowanie typu airless jest najbardziej higienicznym ze wszystkich. W dodatku szata graficzna daje do myślenia, że jest to produkt naturalny, prosty. Produkt się kończy, a pompka dalej działa bez zarzutu, a opakowanie dalej w dobrym stanie. Oczywiście zgubiłam nakrętkę - ale to już taka przypadłość nakrętek u mnie - znikają! Bez zakrętki niestety lubi się sam naciskać w torebce i możemy mieć wszystko ubrudzone kremem. No cóż mówi się trudno.


Do składu nie mam się co przyczepić. Jest serio bardzo dobry. Już na początku mamy olej słonecznikowy, triglicerydy, glicerynę, ekstrakt z cytryny, oliwę z oliwek, olej avocado, itd. Nie mamy tu nic drażniącego, czy też uczulającego. Po składzie patrząc krem powinien genialnie nawilżać i odżywiać skórę dłoni.


 Co do zapachu - liczyłam na bardziej karmelowy zapach. Niestety dostałam cytrynę z dodatkiem słodkiej wanilii i możliwe że kropli karmelu. Jednak nadal jest to cytryna. Jednak zapach nie jest kibelkowaty, za co plus! Konsystencja jest dość lekka, a nazwa balsam świetnie to określa. Dzięki lekkości szybko się wchłania i nie zostawia żadnej powłoczki na skórze. Jeśli mam określić jego wydajność to nie nazwałabym go bardzo wydajnym, raczej taki przeciętny. Jednak mi to odpowiada, bo niektóre kremy nie chcą się kończyć i nie chcą, a ten wiem że się w końcu kończy! 


Kosmetyki Pat&Rub można kupić w Sephorze i w oficjalnym sklepie internetowym Pat&Rub. Koszt to 45 złotych. Nie jest to najtańszy krem do rąk - trzeba to przyznać,a od mojego ulubionego kremu z Isany droższy 8 krotnie! 


I najważniejsze - działanie. Jak już mówiłam, spodziewałam się po nim wiele. Miałam nadzieję na prawdziwą rewolucje jeśli chodzi o pielęgnacje moich dłoni, a tu niestety się niemiło zaskoczyłam. A czemu? Mimo, że dużego problemu z dłońmi nie mam, to krem ten był czasami dla mnie za lekki. W czasie mrozów całkowicie mi nie wystarczał, a teraz używam go w dużej ilości na noc pod rękawiczki. Nie zostawiał żadnej warstwy, ale też nie zostawiał wygładzonych dłoni, a po użyciu zazwyczaj miałam ochotę jeszcze na więcej. Dopiero po drugiej warstwie odczuwam wymagane nawilżenie. Stan dłoni nie poprawił się, gdy tylko jego używałam. Przy nim wymagana aplikacja kremu była potrzebna kilkunastokrotnie w ciągu dnia. Same teraz chyba rozumiecie, że nie tego się spodziewałam po kremie za 45 złotych? Jest on przyjemny i delikatny, w dodatku nie uczula. Ale polecam go nakładać pod rękawiczki lub ponawiać często aplikacje, bo niestety inaczej może wam być mało. Zapach po pewnym czasie staje się zbyt nużący i może się nam szybko znudzić, a na skórze jakiś czas zostaje.W dodatku ta dość słaba wydajność nie przemawia do mnie - bo skoro już kosztuje te 45 złotych to niech będzie wydajniejszy. No cóż jednak pozostanę przy swoich ulubieńcach, a do tego balsamu nie wrócę. 

Miałyście go? Jak się u was sprawdził? Dawał radę, czy dla was to też za mało? Jaki jest wasz ulubiony krem do rąk?

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Bioderma, Sensibio Eye

Jednym z ważniejszych kosmetyków do twarzy jak dla mnie jest krem pod oczy. Niestety przy moim niedowidzeniu cały czas je mrużę, przez co niestety ale robią mi się zmarszczki. Mam ich więcej niż jedna 30 latka. Ostatnio niestety również cierpią moje oczy i powieki ze względu na wszechobecną alergię na pyłki, Carycę i inne alergeny. Dlatego też oprócz mocnego nawilżenia, idealny krem pod oczy musi być dla mnie delikatny. Jesteście ciekawe, czy dzisiejszy bohater okazał się ideałem?


W kartoniku z typową szatą graficzną dla Biodermy znajdujemy tubkę z produktem. Tubka to dobre wyjście jeśli chodzi o krem pod oczy (lepsze jest tylko opakowanie typu airless). Zakończona jest dzióbkiem, dzięki czemu aplikacja jest bezproblemowa i od razu można nakładać na skórę pod oczami. Nie ma też problemu z wydostaniem resztek produktu z racji, że tubka jest miękka. 


Bioderma to marka dermokosmetyczna, dlatego nie nastawiam się na typowo naturalny skład. Na początku składu mamy silikon, dzięki czemu krem staje się idealny na dzień, pod makijaż. Znajdziemy tu też alkohole wygładzające i nawilżajkące, trójglicerydy, cukry, kofeinę, kwas hialuronowy, ekstrakty. Skład bezpieczny i całkiem przyjemny. Nie ma tu na całe szczęście parafiny.


 Z racji, że to produkt dermo to jest bezzapachowy, co akurat przy produktach pod oczy jest wskazane. Konsystencja jest żelowo-kremowa, szybko się wchłania, nie pozostawia żadnej tłustej powłoczki. Nie trzeba go wiele, dzięki czemu jest wydajny. Akurat mi starczy na ponad 3 miesiące, jeśli nie dłużej! 


Markę Bioderma dostaniemy w drogeriach Super Pharm oraz Hebe, a także w aptekach. Ja swój egzemplarz kupiłam na promocji w SP za 10 złotych, a normalnie możecie go dostać w granicach 30 złotych, co nie jest aż tak dużym wydatkiem jeśli mówimy o dermo kosmetykach i połączymy z wydajnością.


Jeśli chodzi o działanie to szczerze go mogę polecić osobom do lat 30. Dla mnie okazał się jednym z ulubionych kremów. Nie podrażnia okolic oczu, łagodzi zaczerwienienia i podrażnienia, które niestety się u mnie aktualnie pojawiają przez tarcie oczu. Świetnie nawilża i uelastycznia skórę. Nawet całkiem dobrze radzi sobie z opuchlizną. Co do łagodzenia cieni pod oczami - nie wiem czy to zasługa akurat jego, ale moje cienie ostatnio nie straszą tak jak zwykle! Co jest niezwykle dużym wyczynem! Cienie pod oczami mam nie tylko genetycznie, ale również przez ciągłe niedospanie i pracę w nocy, a tu proszę - jest lepiej! Nie podrażniał, nie uczulił, nie powodował wysypu grudek, które niektóre kremy powodują u mnie. Bardzo chętnie do niego wrócę po tym jak wypróbuję to co mam w zapasach i na liście do spróbowania, a najchętniej powrócę do niego w przyszłe lato, bo na zimę wydaje mi się, że do łask wrócą mocniejsze konsystencje. 


Dajcie znać czy go miałyście i jak się u was sprawdził. A tym samym ja uciekam się pakować, bo jutro dzień taty więc trzeba pojechać go wyściskać za wszystkie czasy : )

środa, 17 czerwca 2015

Relacja ze Spotkania w Katowicach !


To, że mieszkam w dwóch miejscach na raz to wiecie, fakt, że kocham tak samo Śląsk i Kraków to zapewne też. Z tego powodu zawsze jest mi miło jak śląskie koleżanki po fachu zapraszają mnie na spotkanie :) Z Sandi (organizatorką całego ubiegłotygodniowego spotkania) poznałyśmy się na początku roku i jakoś tak nam się dobrze gada, że nie było innej opcji niż się spotkać ponownie :) Spotkanie odbyło się w Coffee Heaven w Katowicach na Mickiewicza.


Trochę trudno mi było wstać po całej nocy pracy, ale udało mi się dojechać do Katowic przed czasem, by pomóc Sandi w przygotowaniu wszystkiego : * Oczywiście niedługo potem wszystkie dziewczyny się zeszły no i przepadłam.


Na samym początku odbył się konkurs, gdzie do wygrania był turban termalny. Wygrała Kasia, za co gratuluję i mam nadzieję, że się spisze : )


Nie muszę wam chyba mówić co robiłyśmy przez cały ten czas - oczywiście plotkowałyśmy! A co by innego baby robiły : p


No dobra jeszcze jadłyśmy!


 Chciałabym zaznaczyć, że po raz pierwszy od dawna pokazałam gołe nogi. A tu zdziwienie - są białe! No cóż takie życie, gdy nie lubi się człowiek opalać : )


Dla każdej z nas czekało tajemnicze pudełeczko ze sklepu  Spod Lady, w których znajdowały się niesamowite rzeczy, które kojarzą mi się z strikte z Krakowem (ale nie powiem czemu! No dobra kojarzy mi się z pijalniami w Krakowie :))


 Sandi mimo, że obiecywała że nie będzie dużo prezentów - przeszła wszystko co możliwe. Serio! Nie mogłam się potem zabrać, aż w końcu musiałam czegoś zapomnieć zabrać ze sobą!


 Dodatkowo czekała na nas Coca-Cola, która pomogła w walce z upałami : )


W spotkaniu wzięły udział:



Sponsorami spotkania byli:
 A tu w skrócie co dostałyśmy:





Dziękuje wszystkim dziewczynom za to spotkanie <3 Byłyście super i uwielbiam się z wami widywać, bo bądź co bądź z większością nie pierwszy raz się spotkałam : *

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Eveline, Balsam z Peelingiem do ciała pod prysznic Argan&Vanilla

Ewidentnie moim ulubionym kosmetykiem do ciała jest peeling. Uwielbiam, gdy po użyciu tego typu produktów skóra jest gładka i delikatna w dotyku. Od peelingów oczekuję mocnego zdzierania, czy w takim razie propozycja Eveline mi pod pasowała?


Peeling zamknięty jest w plastikowej tubce, zamykanej na klips. Ułatwia to życie i zabieranie w podróż, bo kto by chciał słój ze sobą ciągnąć? Klapka dobrze działa i do samego końca trzyma się na miejscu. Otwierając nie łamiemy paznokci, co zapewne jest plusem dla każdej z nas. Szata graficzna jest bardzo elegancka i przyciąga wzrok. Pod koniec trochę trudno wydobyć produkt do końca, ale źle nie jest. 


W takich produktach liczę tylko na to, by nie było parafiny. Tutaj jej nie mamy. Jednak zapach jest już w pierwszej linijce, na 4 miejscu. Trochę słabo, ale co poradzić. Przynajmniej wkurzającej parafinowej warstwy nie zostawia.


 Osobiście jestem zakochana w tym zapachu, jeśli chodzi o ciało. Jest przepiękny! Słodki, bardzo waniliowy! Całkiem jak ciasteczko! Zapach długo utrzymuje się na ciele. Co do konsystencji to balsam ten jest dość gęsty i zawiera w sobie syntetyczne drobinki peelingujące. Niestety nie jest ich za wiele, ale nie roztapiają się w kontakcie z wodą. 

Balsam kosztuje ok 15 złotych i znajdziecie go w każdej drogerii. Wydajność jest całkiem spora, bo używany raz/dwa razy w tygodniu wystarczył na ok 3 miesiące. Tylko, że ja stosowałam go głównie na nogi tylko.  


A teraz co nie co o tym jak się u mnie spisał. Niestety jako peeling nie jest najmocniejszym zdzierakiem jakiego znam, a raczej zaliczyłabym go do produktów masujących. Drobinki nie są ostre, ani duże. W dodatku jest ich niewiele. Jednak muszę przyznać, że jeśli chodzi o działanie jako balsam pod prysznic, to jest pod całkiem dużym wrażeniem. Dobrze wygładza skórę, dzięki czemu gdy się spieszę nie muszę aplikować balsamu. Po czasie skóra nie jest ekstremalnie wysuszona, a nadal jest delikatnie wygładzona i pachnąca. Niestety nie polecam na dłuższą metę, bo skórze (przynajmniej mojej) zaczyna brakować intensywnego nawilżenia. Mam teraz drugie opakowanie, ale zastanawiam się czy nie sprezentować go dla was, bo w sumie w kolejce mam jeszcze balsamy pod prysznic i peelingi. : )

Znacie? Lubicie? A może u was okazał się bublem? Dajcie znać, a ja uciekam tym samym do nauki, bo do obrony zostały tylko 3 tygodnie! 

piątek, 12 czerwca 2015

Denko maj 2015

Czas w końcu rozliczyć się z zużyciami maja. Uważam, że poszło mi świetnie i oby tak dalej, to z zapasami się pożegnam w końcu! No dobra to która ciekawa cóż to zużyłam? : )

TWARZ

Remedium Natura, Woda różana - była genialna i smutek, że się skończyła. Jednak wiem, że do niej wrócę !

Iwostin, Sensitia krem intensywnie nawilżający - szyja była zadowolona, jednak twarz nie..

Savon Noir - jeden z lepszych produktów do mycia twarzy. Moje osobiste TOP3 : )

Sudden Change, serum do twarzy z zieloną herbatą - nawet nie wiecie jak się cieszę, że się skończył! Uff koniec!


 Listeren, płyn do płukania jamy ustnej - jeden z ulubionych, mocny i świetny!

 Full Mellow, peeling do ust Bubble Gum - nie wiem czy istnieje lepszy na świecie <3

 Signal, Pasta do zębów herbal Fresh - pokazuję, by was ostrzec NIE KUPUJCIE JEJ! Myłam nią zęby, a po 5 minutach miałam wrażenie jakbym tego nie robiła...

CIAŁO

Bath and Body Works, Mydło do rąk Frosted Plum Berry - coś wspaniałego! No i pachniało ananasem! Co tam, że wysuszało dłonie - od czego są kremy do rąk?

Dusch Das, Fruits&Creamy - najlepszy żel pod prysznic ostatniego czasu. Jest genialny! I teraz ktoś musi mi zrobić zapas!

Original Source, Żel pod prysznic lime - cudowny, odświeżający zapach. Jeden z ulubionych z Originals!

Isana, żel pod prysznic- straszny był! W opakowaniu śmierdział sikami kota, w wannie nie było nic czuć, a jak używałam pod prysznicem to zapach trochę ładniejszy był, ale nic takiego bym kupiła kolejne opakowanie.


Satin Care, żel do golenia - genialny! Gęsta piana, wydajny, przepięknie pachniał i świetnie działał! Ideał!

Evree, olejek do ciała SUPER SLIM - był świetny i w sumie chętnie do niego jeszcze wrócę, jak skończę to co mam  :)

Eveline, Balsam z peelingiem do ciała pod prysznic - o nim jeszcze nie pisałam, ale zdjęcia już zrobione. Całkiem przyjemny : )

ZSK, Peeling z Nasion Malin - mój osobisty ulubieniec i jeden z najtańszych peelingów na świecie. Mega wydajny, ostry i świetny!

Farmona, Sweet Secret, Migdałowy balsam do ciała - jak dobrze, że już się skończył! Ufff!

WŁOSY

Schwarzkopf, Gliss Kur, Szampon Hyaluron Hair Filler+ - o dziwo polubiłam go, był okropnie wydajny, dlatego połowę odlałam mamie. Nadawał objętości, fajnie wygładzał włosy.

DeBa, nawilżający szampon do włosów - to był dramat, ja nie wiedziałam nawet do czego tego użyć, bo totalnie z niczym sobie nie dawał rady. No a na bank nie do włosów! Aż muszę napisać w najbliższym czasie o tym strasznym produkcie..

LR, nawilżający szampon - co prawda się go bałam, ale okazał się całkiem przyjemny, na dniach muszę o nim więcej wam napisać :)


Chantal, SESSIO, Maska odżywiająca z kokosem - bardzo przeciętne, niesamowicie wydajna.

Biovax, L'biotica, Maska do włosów złoto&Argan - genialna maska, o której ostatnio pisałam. Świetne nawilżenie, wygładzenie i odżywienie!


MAKIJAŻ

Perfecta, Fluid Kryjący, próbka - próbka starczyła mi na 3 razy, a ja zdążyłam go polubić. Nie wykluczam, że wypróbuję całe opakowanie!

Kobo, cień do powiek - to był ten kolor cielisty (nie pamiętam numerku). Niestety do niego nie wrócę, bo propozycja My Secret jest lepsza

Ingrid, podkład IDEALface - gdyby nie pompka, która była od początku rozwalona to bardzo byśmy się lubili. Fajny kolor, dobre krycie, nie ciemniał, długo wytrzymywał na twarzy, a wyglądał naturalnie na skórze!


Garść próbek i saszetek. Kremy do stóp z Hildegard Braukmann były całkiem przyjemne. Niebieski krem do twarzy był za ciężki, a już tym bardziej na teraz! A maseczki wszystkie całkiem przyjemne : )

Dajcie znać, czy miałyście jakieś z tych kosmetyków i czy zgadzacie się z moją opinią o nich. A ja uciekam do pracy. Buziaki!

środa, 10 czerwca 2015

Spotkanie w Suchej Beskidzkiej 23.05

Oczywiście jak zwykle z wielkim opóźnieniem (bo przecież czemu nie: p ) napiszę wam o spotkaniu, na które zostałam zaproszona. Spotkanie odbyło się 23 maja w Suchej Beskidzkiej w pizzerii 102. Ja na diecie, a pizze zjeść musiałam, bo jak to tak to nie?: ) Większość dziewczyn, które pojawiły się na spotkaniu już miałam przyjemność spotkać wcześniej i w sumie z częścią utrzymuję stały kontakt. Ale najważniejsze, że dane mi było poznać nowe dziewczyny! Bo kto nie lubi spotykać nowych ludzi z taką samą pasją?!


Zacznijmy od najważniejszego - JEDZENIE. Razem z Magdą wybrałyśmy pizzę uwaga z BANANEM ^^ Jeśli chodzi o nowe smaki, to musiałam to spróbować. I w sumie powiem wam, że była to przyjemna sprawa : )


To, że mam wieczne ADHD to chyba wszyscy wiedzą, a w dodatku buzia mi się nigdy nie zamyka. No cóż dzięki Bogu, znalazłam towarzyszki, które mają podobny problem : )


 Spotkanie było z niespodzianką, czyli każda z nas losowała jedną ofiarę, której miała przygotować prezent. No cóż lubię takie niespodzianki. I po pierwsze dostałam tak pyszną czekoladę, że już jej nie ma (zjadłam po pracy kiedyś jak nie mogłam zasnąć : p A po drugie dostałam dwie rzeczy, które były w moich zakupowych planach,

Tadaaam! Zestaw Poshe! No cóż osoba X zgadła czego potrzebuję <3 I dziękuje jej jeszcze raz! <3


Potem Kornelia, wraz z osobami pomagającymi rozdała nam prezenty od firm.


Których było więcej i więcej...


Potem się okazało, że będę miała problem z wyjściem i dojściem na przystanek : p


W trakcie oglądania zapomina się czasem nawet o jedzeniu, ale kto by tam jadł, gdy wokół tyle zapachów?


 Dominika, którą mogłam poznać okazała się równie dużym świecomaniakiem jak ja i w sumie w pierwszych minutach znajomości podjęłyśmy decyzję i zrobiłyśmy pierwsze wspólne świecowe zakupy : )


Spotkanie umilała nam świeca Gosse Creek, którą wiem że muszę kupić, bo JEST PRZECUDOWNA!


Poniżej przedstawiam wam prezenty, jakie dostałam na spotkaniu. Jest tego ogrom, a dla każdego znalazło się coś miłego! Nawet dla takiego świecomaniaka jak ja <3




Dziękuje dziewczynom za tak miło spędzony czas <3 Mam nadzieję, że jeszcze z wami się spotkam na jakieś plotki, plotunie <3