niedziela, 29 czerwca 2014

Essence, XXXL Longlasting Lipgloss Matt effect 07

To, że jestem szminko maniaczką to już wiecie (a moim maniactwie, wkrótce naocznie się przekonacie^^).
To, że kocham intensywne kolory na ustach to też już macie świadomość. To, że jestem maniaczką czerwieni na ustach najprawdopodobniej wie nie wiele z was, ale nic straconego - TADAM kocham czerwień - i mam wrażenie, że mam już większość czerwonych odcieni, ale nadal szukam najidealniejszej wśród najidealniejszych (najprawdopodobniej będzie to Mac Russian Rulette : p) No cóż, ale dzisiaj o jednej z ładniejszych czerwieni za niewielkie pieniądze - ciekawe?
W moje ręce wpadł matowy błyszczyk essence XXXL longlasting. Jest to ulepszona wersja poprzedniej wersji (której czerwonego przedstawiciela też chyba mam, a jeśli czerwonego nie mam to na pewno mam nudziakowe). I na wstępie chce zaznaczyć, że według mnie nie do końca jest lepszą wersją tamtych. Ale to po kolei.
Mój kolor to 07 Silky Red. Jest to odcień bardziej pomidorowy, ale takich ciemnych bardzo pomidorów, trochę przejrzałych, dzięki czemu jest chłodniejszy niż cieplejszy. (O JUŻ WIEM KOLOR DOJRZAŁYCH POMIDORÓW MALINOWYCH!) Ma też w sobie kroplę maliny.
Błyszczyk, czy też szminka w płynie - jak kto woli - jest umieszczona w długim opakowaniu, a w środku ma bardzo długą, płaską gąbeczkę. Nie jest zła, ale trzeba uważać przy malowaniu.  Konsystencja jest trochę lżejsza niż poprzedniej wersji - taka leciutka piankowa pasta, którą rozprowadzamy na ustach.
Aplikacja nie jest do końca bezproblemowa, bo niestety nie rozprowadza się równomiernie, jednak drugie przejechanie daje nam wystarczający (przynajmniej dla mnie) efekt.
(taki kolor jest na ustach)

Co na pewno lepsze jest niż w poprzedniej wersji to fakt, że nie grudkuje się nam produkt na ustach i schodzi w miarę równomiernie. No właśnie - na fb wam napisałam, że produkt jest  długotrwały, ale nie dlatego, że ta warstwa długo zostaje - co to to nie, ona schodzi po pół godziny! - ale barwi nam usta, dzięki czemu chodzimy w czerwonych ustach do 2,5 godziny.
(tu kolor trochę za malinowy)

Nie robią się nam nieestetyczne dziury na środku ust - całe szczęście! I jeszcze jedna rzecz do narzekania - poprzednia wersja zastygała na ustach dając mat - niestety tu nie ma tej zastygającej warstewki i mamy nadal lekko błyszczącą satynę co starałam się pokazać na zdjęciu. Na pewno mogę powiedzieć, że warto wypróbować ten błyszczyk, bo jest ciekawy w swoich właściwościach i dla niektórych będzie lepszą wersją starej wersji. I kupicie go za ok. 8 złotych w drogerii Natura : )
A wy miałyście do czynienia z tymi nowymi matowymi błyszczykami? A może chcecie ich wypróbować?

piątek, 27 czerwca 2014

Full Mellow, Masło do ciała Angel skin

Ah te robienie notek na zapas : ) Dzisiaj mam dla was kilka słów o aktualnie moim największym faworycie wśród kosmetyków pielęgnacyjnych do ciała. Ma wszystko to co kocham w kosmetykach, czyli piękny zapach jak i świetne działanie no i zdetronizował wszelkie balsamy, które lubiłam - ciekawe co to za jeden? To zapraszam!
Opakowanie
Masło dostajemy w dość małym, plastikowym słoiczku z błękitnymi etykietami. Na etykiecie napisana jest seria kosmetyku, skład, sposób użycia oraz data przydatności. Opakowanie idealnie dobrane do konsystencji i jeszcze w dodatku umożliwia wykorzystanie kosmetyku do samego dna !

Skład
Prosty, naturalny, bez żadnych niepotrzebnych konserwantów, "ulepszaczy" i bez parafiny. Oczywiście ma to wpływ na krótki okres wykorzystania - ale wierzcie mi, że chętnie zużyjecie go natychmiast : )

Skład
Shea Butter, Avocado Butter, Jojoba Oil, Vitamina E, Tea Tree Oil, Citrus Fragrance

Zapach
Tu się rozpływam. Zapach to identyczny zapach lizaków pomarańczowych Chupa Chupsa. Jest genialny! I zostaje na ciele długie godziny. Świeży zapach pomarańczy z dodatkiem słodkości jest uzależniający. Dlatego za każdym razem, gdy wchodzę do łazienki otwieram pudełeczko i wącham <3 Takie perfumy bardzo bym chciała w swojej kolekcji <3
Konsystencja, wydajność
Nikogo nie zaskoczę, że masło ma konsystencję masła. Jest dość twarde, ale ma tez piankową konsystencję, dzięki czemu nie aż takich problemów by wydobyć produkt ze słoiczka. Pod wpływem ciepła dłoni szybko się roztapia. Nie wchłania się szybko, dlatego stosuję go na noc, ale jeśli położę się od razu do łóżka to całe szczęście nie zbieram wszelkich okruszków! Warstwa nie jest lepka, a jedynie trochę tłuściejsza.Taki słoiczek wystarcza mi spokojnie na 2 miesiące codziennego używania, co uważam za bardzo dobry wynik.

Dostępność, cena
Produkt możemy zamówić na stronie Full-mellow TUTAJ za 32,50. Uważam, że ta cena jest naprawdę dobra jeśli bierzemy pod uwagę genialny skład i wydajność! No i dobra wiadomość dla wszystkich, którzy mieszkają na Wyspach - możecie też zamówić! A nawet szybciej dostaniecie przesyłkę niż my w Polsce : )

Działanie, opinia
Nie tylko zapach tu trzeba pochwalić! I ta mała wada dla niektórych jakim jest brak szybkiego wchłaniania, będzie przy tym niczym! Jeśli posmaruję się wieczorem tym masłem moja skóra rano nie woła o żaden inny balsam! I to nie tylko rano, ale i przez cały dzień. Mam nawet wrażenie, że po miesiącu stan mojej skóry się polepszył i mimo, że nigdy nie była jakoś specjalnie wymagająca, tak teraz jest delikatna, miękka i przyjemna w dotyku. Teraz, gdy byłam w domu na kilka dni, gdy zapomniałam się posmarować przez 3 dni (lenistwo), skóra po tym czasie nie była w strasznym stanie! I jeszcze ten zapach, który jest z nami jakieś 8 godzin. Oczywiście musi się nam i domownikom podobać, bo zapach unosi się we wszystkich pomieszczeniach do których wejdziemy, ale tym samym nie jest duszący. Produkt ma u mnie pewne 6 punktów i nie zamierzam kupić żadnego innego balsamu i tylko gdy skończą mi się zapasy to zamawiam to masło!
A wy znałyście ten produkt? A może już klikacie by kupić? Ostatnio zamówiłam giftboxa u nich i już jakoś na dniach powinien u mnie być! <3

Essence, nail candies 01

Biedna ja, nie mająca w domu internetu : c I ten stan potrwa minimum do poniedziałku.. No ale całe szczęście w nieszczęściu, że czekając po egzaminie na wyniki z badań mogę posiedzieć w bibliotece i napisać posta. Dzisiaj będzie o lakierze, który wpadł w moje ręce i na początku się zawiodłam, a teraz od tygodnia nie mam na dłoniach nic innego!
Lakier już miałam kupić na promocji w Naturze, bo wygląda przecudownie! No i ma być pachnący, czyli dodatkowy plus, ale jak jest w rzeczywistości?
Ten przystojniak w kolorze 01, jest delikatnie brzoskwiniowy. W sobie ma opalizujący pyłek, którego nie widać, jednak dzięki niemu (jak się przyjrzymy lakier cudownie wygląda na słońcu). Ma szybko wysychać, nadawać połysku, pachnieć owocowo, wzmacniać paznokcie.
I dopiero, gdy byłam na niego wściekła zauważyłam, że to lakier upiększający, czyli taki który ma poprawić naturalny wygląd paznokcia. Chociaż dla miłośniczek frencha to też będzie dobra opcja.
To co widzicie to efekt 4 warstw, które cale szczęście wysychają w ciągu 20 minut. Efekt ładniejszych paznokci mamy już po dwóch, ale dla mnie to za mało :) Lakier dobrze się rozprowadza, ładnie pachnie (owocowo-cukierkowo) przy nakładaniu, a po wyschnięciu pachnie dopóki go nie zmyjemy.
Na moich paznokciach utrzymał się 3 dni, czyli wynik całkiem znośny. Podejrzewam, że dwie warstwy będą się trzymać dłużej. Jego minusem jest fakt, że gdy nakładamy te 3/4 warstwy, na następny dzień tworzą się nam pęcherzyki powietrza.
Ale za to nie smuży przy nakładaniu! Dzięki niemu paznokcie wyglądają bardzo schludnie i naturalnie, a ja ostatnimi czasy (nie wiem co mi się stało) uwielbiam taki efekt. Jestem pewna, że lakier zdenkuję, co w moim przypadku jest prawie niespotykaną rzeczą : )
Pędzelek jest średnich rozmiarów i nie sprawia kłopotu mimo dość płynnej konsystencji lakieru. Lakier dostaniecie za ok. 8 złotych w drogerii Natura : )
Ja mam ochotę na inne kolory z tej serii, a Wy? A może macie inne kolory i chcecie mi powiedzieć, żebym nie kupowała któregoś?

wtorek, 24 czerwca 2014

Moje kosmetyczne skarby, perfumy - cz. 1

Pomysł by pokazać wam kolekcję moich kosmetyków, wpadł mi już dawno do głowy, jednak zawsze coś mi przeszkadzało by dodać taką serię. Jednak gdy Hex uznała, że zbiera dziewczyny do wspólnej akcji - uznałam NO DOBRA JESTEM ZMOTYWOWANA. Wszystko miało rozpocząć się od organizacji, ale uznałam, że na koniec będzie to lepsze.
Czemu postanowiłam pokazać wam swoją kolekcję kosmetyków? W celu terapeutycznym. Niestety cierpię na szeroko pojęty zakupoholizm i jak się wezmę w garść to mam nadzieje, że opanuję się przed kolejnymi zakupami.

O dziwo dzisiejsza kolekcja będzie maciupeńka i uważam, że powinnam ją rozwinąć, ale o tym przekonacie się dalej.
Kiedyś kochałam perfumy, miałam ich dużo, jednak brak zakupów i wyjazdów sprawił, że okroiła mi się ich ilość no i zostały aż 4 egzemplarze. I jak zauważycie Burberry króluje u mnie w zbiorach (a i ja mam wersje testerowe, więc mogą się różnić od realnych flakonów : )
 Jeszcze jest jedna rzecz, którą musicie wiedzieć - uwielbiam męskie zapachy, przynajmniej ich część i w domu na śląsku dzielę się flakonami z tatą (jak byłam w liceum wypsikałam mu cały prezent ode mnie, ale uznał, że tego nie widzi)
 Burberry, Brit - te perfumy trafiły do mnie, gdy flakonik perfum mojego taty (burberry czerwona kratka) się wykończył i mój tata przez przypadek zamówił te i wiecie co? Kocham go za to! Bo odkryłam kolejny idealny zapach. Dla mnie to ideał wśród ideałów! Pachnie intensywnie, mocno. Lekko męsko, ziołowo. To jedne z niewielu perfum, które utrzymują się u mnie cały dzień. Będę tęsknić!

Nuty zapachowe: 
nuta głowy: limonka, lodowa gruszka, zielone migdały 
nuta serca: biała peonia, cukrzone migdały 
nuta bazy: ambra, drzewo mahoniowe, wanilia, bób tonka. 
 Burberry, Sport - lubię do nich wracać, są lekkie i takie nieokreślone. Nie utrzymują się na mnie długo, ale rano pobudzają do działania. Na lato są idealne!

Nuty zapachowe: mandarynka, sól morska, magnolia, miód, olejek petitgrain, nuta słoneczna, piżmo, drzewo cedrowe
 Burberry, Weekend - to ciężkie perfumy, pasują na jesień i zimę. Na początku wyczuwam tu różę, potem przechodzi w zapach typowo jesienny. Drzewo cedrowe i sandałowe wychodzi wraz z fiołkiem na pierwszy plan. By używać ten zapach muszę mieć na niego humor.
Nuty zapachowe: 
nuta głowy: mandarynka, rezeda 
nuta serca: fiołek alpejski, niebieski hiacynt, dzika róża, kwiat brzoskwini 
nuta bazy: drzewo cedrowe, drzewo sandałowe, mech. 
Elizabeth Arden, Green tea - to zapach, który albo się kocha albo nienawidzi. Są jego zwolennicy jak i przeciwnicy. Ja jestem zagorzałą fanką ! Z racji, że cena nie jest wysoka na pewno do mnie wrócą <3 szkoda tylko, że nie sprzedają w butlach o wielkiej pojemności. Świeży zapach zielonej herbaty, połączony z cytryną i pomarańczą, nie są trwałe - u mnie, ale na mojej mamie trzymają się nawet 5 godzin. Energetyczne połączenie z relaksem - idealny zapach na ciepłe dni.
Nuty zapachowe:
nuta głowy: bergamotka, cytryna, pomarańcza, mięta
nuta serca: rabarbar, jaśmin, nasiona selera, goździk
nuta bazy: mąkla tarniowa, ambra, piżmo.

Teraz zapewne się zastanawiacie i co tylko tyle? Tak, jak na razie.. Mam swoje typu, które chce kupić - lekkie, dziewczęce, słodkie czy też orientalne, ale nie chcę też tego wszystkiego magazynować jak innych kosmetyków.
A wy macie jakieś z tych perfum? A może, jakieś wam się spodobały z opisu?

No i pytanie na koniec, chcecie więcej moich kolekcji? : )

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Quiz, puder BB i kolorowe cienie Fashion Trendy

Ewidentnie od dziś uważam, że jest najgorzej na świecie i Avida i Klaudia, mają najgorsze życie od dziś do września ze mną, dopóki się nie obronię. No cóż biedne są i możecie im współczuć : ) Ale przechodząc do dalszego marudzenia - miał być dzisiaj mój ryjek, ale niestety wyszedł tak strasznie, że musicie obejść bez niego. Bohaterami dzisiejszej notki są dwa produkty firmy Quiz, czy porwały moje serce i zakochałam się w nich? 
 Zacznijmy od pudru BB. Trafił mi się kolor 01 i bez opalenizny niestety był na mnie za ciemny, ale z racji słońca - raz nie posmarowałam się filtrem i mogłam testować i wam parę słów o nim powiedzieć.
Puder ten miał wysoką poprzeczkę, bo dla mnie ideał to podkładokompakt z sephory (używany jako puder) oraz puder z sensique (tani, ale wspaniały!) I nigdy nic mnie tak nie zachwyciło jak te dwa. Puder dla mnie powinien matowić cały dzień i nie robić ciasta na buzi. Niestety puder ten ciasto potrafi zrobić, nawet jak go się da minimalną ilość. Po prostu czasem postanawia mi z podkładem zrobić ciasto i nic na to nie poradzisz.
 Utrzymuje mat tak na około 4 godziny co jest całkiem dobrym wynikiem, bo odpowiada pudrowi z rimmel. Trochę zmienia kolor podkładu i były na początku dni kiedy się utleniał, czego teraz nie robi. Dobrym składem też nie grzeszy, ale nie okłamujmy się - większość pudrów taki ma. Co najważniejsze nie spowodował pogorszenia się mojej cery.
 Na pewno trzeba pochwalić go za filtr SPF15. Puder nie jest gładko zmielony i widać w nim jakby taki piasek, dlatego najprawdopodobniej robi mi ciasto i wchodzi w zmarszczki.
 Całe szczęście nie ma pomarańczowych tonów,  a jedynie beżowo-żółte tony. Myślę, że bardziej przypasuje suchym skórom, niż mieszanym i tłustym (jak moja). Niestety o pudrze nie mogę nigdzie znaleźć informacji, ale zapewne będzie kosztował ok. 6 złotych. Czy warto? Chyba bardziej polecam puder z sensique : )

Kolejnym produktem są cienie w takich radosnych, wakacyjnych odcieniach, czy się spisały?
Opakowanie do najlepszych nie należy i już widać jakieś delikatne pęknięcie na wieczku. Na opakowaniu widzimy skład, co naprawdę rzadko się zdarza! 
Wszystkie 3 cienie są od siebie oddzielone i w opakowaniu wyglądają na piękne, prawda?
 No już gorzej jest z pigmentacją. Niestety cienie są bardzo suche i niestety nie są dobrze napigmentowane - na palcach jeszcze kolor jest - ale natrudziłam się by był.
 A tutaj cienie na bazie! Jak widzicie żółty bardzo źle napigmentowany, a w dodatku na bazie zaczyna się rolować. Pomarańczowy ma śmieszny kolor - wpadający w czerwony, a zielony wydaje mi się, że to chmura brokatu z lekkim pigmentem. Niestety na oku po roztarciu, trzeba nakładać wiele, wiele warstw, by był efekt wow. Cienie są do kupienia za ok. 4 złote. Jak na razie na stronie Quiz jeszcze ich nie ma, ale zapewne będą.
Na buzi postaram się jeszcze jutro spróbować złapać efekt, ale nic nie obiecuje - robienie zdjęć telefonem jest strasznie trudne! A wy mi piszcie, czy miałyście te produkty i jak się u was spisują? Bo niektóre dziewczyny je sobie chwalą.

niedziela, 22 czerwca 2014

Cztery Pory Roku, balsam do ciała aktywne wyszczuplanie

No i nie było mnie wczoraj, a dzisiaj przychodzę z resztką sił. Oczywiście kolejne egzaminy i kolejna choroba, bo przecież nie mogę się normalnie pouczyć. W ten weekend spotkałam fantastyczne dziewczyny, ale o tym wam jutro napiszę. A dzisiaj na szybko recenzja produktu, który w tym miesiącu pożegnamy w denku. Czyli coś dla aktywnych i dbających o linię.
 Opakowanie
Produkt zamknięty w prostej miękkiej tubce, gdzie widać ile produktu ubyło. W dodatku prosta szata graficzna, trochę taka energetyzująca powoduje, że chyba lepiej mi się produktu używa, a zamknięcie typowe na klik. W trakcie używania tubka trochę się gnie co widać na zdjęciu, ale to nic.

Od producenta
 Skład
Parafina króluje, a potem nieszczęsny PEG... Nad tym popracować i nie będzie źle.
 Zapach
Delikatny i nienachalny zapach. Dla mnie pachnie tarasem w moim domu rodzinnym za czasów dzieciństwa, bo miałam go całego w bluszczu. A dla tych co nie wiedzą jak bluszcz pachnie to podpowiadam - pachnie ogrodem, ale nie kwiatami, pachnie trochę trawą, trochę drzewami. Akurat mi się podoba, bo taki świeży letni zapach, nic chemicznego.

Konsystencja, wydajność
Balsam ma konsystencje takiego standardowego balsamu, bez problemu można wydobyć go z tubki. Szybko się wchłania i nie pozostawia żadnej warstwy (mimo, że ta parafina w składzie). Jedna tubka spokojnie mi wystarczy na miesiąc użytkowania - z początkiem miesiąca zaczęłam no i miesiąc się kończy i tubka też. Ale ja używam go 2 razy dziennie, więc dla leniuchów może być wydajniejszy : )
 Dostępność, cena
Na razie nie widziałam nigdzie tego produktu, a na stronie też go nie ma w aktualnych produktach, dlatego albo to nowa wersja, starszej wersji, albo całkowita nowość. Zapewne będziecie mogły go szukać np. w Rossmanie i Hebe i koszt to będzie ok 10 złotych.
Działanie, opinia
Ciała modelki to nie mam,a w szczególności nóg, a sesja na 6 semestrze wykańcza bardziej niż inne. Dlatego w tym miesiącu ćwiczenia odpuszczone, a nogi bardziej modelkowate nie są.. Dlatego ten balsam używałam z nadzieją, żeby nie było gorzej niż z początkiem czerwca. Czy produkt pomógł mi? Na pewno skóra nie zaczęła flaczeć i utrzymała poziom napięcia, ale nie błagam nie myślcie, że jakikolwiek balsam usunie wam celluit, czy też was wyszczupli - to bez ćwiczeń i diety niemożliwe! Ja od lat walczę z celluitem wodnym, bo niestety woda lubi się gromadzić tam i ówdzie i nie zauważyłam, by był on mniej widoczny. Jednak cel ujędrnionej skóry został utrzymany. Co jest plusem tego produktu? Te z was, które nie lubią efektu zimna, czy też ciepła w tego typu produktach to produkt dla was! Czy kupię produkt ponownie? Sama nie wiem, bo ja lubię te efekty mrożenia i grzania, ale możliwe, że jak mi się znudzą to do niego wrócę. Daję mu 4,5 punktu na 6.

A wy miałyście ten produkt? A może widziałyście go już w sklepach? Jeśli tak to dajcie znać!

piątek, 20 czerwca 2014

Nagoya, mleczko arganowe

Ostatnio ta cała moda na olej arganowy mnie zaczyna wkurzać, jednak uznałam, że no dobra jeśli produkt jest z Maroko, czyli kraju oleju Arganowego to mogę być zadowolona, nie tylko nazwą Arganowe. A jak się stało? To zaprasza dalej.

 Opakowanie
To malutka butelka, zamykana na klips. Idealne rozwiązanie do produktu o takiej konsystencji, bo jest możliwość wykorzystania produktu do końca. Szata graficzna nie grzeszy urodą,ale daje wrażenie przynajmniej mi, że jest takim swojskim marokańskim produktem.

Od producenta
MLECZKO DO CIAŁA Z OLEJKIEM ARGANOWYM 140ML - specjalnie przystosowane do codziennej pielęgnacji normalnej, zróżnicowanej i delikatnej skóry. Bogate w witaminę E, połączone z wieloma olejkami, które pozwalają na trwałe nawilżenie skóry. W zależności od składników odżywczych powiązanych z witaminą E występuje kilka rodzai tego mleczka : mleczko Nagoya arganowe, kokosowe, cytrynowe, różane, awokado i z olejkiem ze słodkich migdałów. Dzięki zawartości arganu działa pielęgnacyjne na skórę, pozostawiając ją jędrną i gładką.

Skład 
Jak widać poniżej, mleczko bazuje na Parafinie, potem mamy PEG, a gdzieś tam dalej olej arganowy... Lipa straszna!
 Zapach
Jest intensywny, sztuczny, bardzo chemiczny. Nie pachnie niczym szczególnym i nie podoba mi się.Mojej mamie też nie (a próbowałam ją namówić na używanie : p) Zapach kojarzy mi się z takimi tanimi perfumami, którymi psikają się stare i zrzędzące babcie (tak, dokładnie taka, która przewróciła mnie w tramwaju, bo myślała, że jej miejsce zajmę..). Co gorsza zapach zostaje na ciele..
 Konsystencja, wydajność
To prawdziwe mleczko, jest delikatne, płynne i białe - producent nas tu nie okłamał! Taka mała buteleczka starcza na jakieś 2 tygodnie normalnego użytkowania.Chociaż znając życie - mi nie pasuje, więc będę je miała z dwa miesiące...

Dostępność, cena
Produkt możecie znaleźć na stronie maroko sklepu o TUTAJ, w zestawie z kremem za 10 złotych. Cena nie jest spora, więc jakby ktoś był ciekawy to można spróbować.
Działanie, opinia
No cóż,  zapach to moje osobiste odczucie. Znam osoby co lubią ten zapach! Więc nie można narzekać.A co dalej z tym działaniem? Ja nie mam wymagającej skóry, chociaż jak zobaczyłam ten świetny skład od razu wiedziałam, że się nie polubimy. Myślałam, że będzie zostawiał taką tłustą powłoczkę, jednak zaskoczenie - szybko się wchłania! Nie polubiłam go z innego powodu. Po prostu po 20 minutach, czuję potrzebę posmarowania się czymś więcej. Nie mogę tego przeboleć! Bo po co ja się smaruję tym mleczkiem? Żeby się smarować, czy by opiekować się skórą? Produkt niestety u mnie dostaje 1 punkt na 6 punktów i nie zamierzam do niego wracać jak skończę swój egzemplarz.

A wy miałyście z nim do czynienia? Spodobało wam się? A może jednak dacie mu szansę?

czwartek, 19 czerwca 2014

Madame Lambre, Silk Charm krem pod oczy

Piszę do was tak zmęczona wszelkimi podróżami, że mam dość. Już wiem, czemu unikam podróży autem, eh.. No ale raz na ruski rok trzeba gdzieś pojechać : ) Powiem wam, że jak patrzę na ten cały remont w domu to mam wrażenie, że już chcę z powrotem do Krakowa. : p No ale nie będziecie dzisiaj słuchać moich narzekań, wróćmy do tematu dzisiejszej notki. Na tapetę wychodzi dziś krem, którego używam od ponad miesiąca, dlatego już wiem co i jak w trawie piszczy. Ciekawe?   

Opakowanie
Jak już przy kremie wspominała, firma Madame Lambre ma przepiękne opakowania. Jestem tak zachwycona nimi, że wierzcie mi nie podzielę się : p W pięknym pudełeczku, które jest z klasą ozdobione, znajduje się śliczny mały słoiczek, majstersztyk! Opakowanie przyciąga uwagę i powoduje, że wszystkie jesteśmy już na wstępie zakochane!

Od producenta

Skład
Skład jakiś super nie jest, bo nawet PEG'a mamy,a nie potrzebnie! Bo to przecież wrażliwe miejsce naszej twarzy i większość ma tą okolicę bardzo wrażliwą.
Zapach
Zapach jak na krem pod oczy jest dość intensywny, ja preferuję te bez zapachu. Jednak w typ przypadku zapach jest delikatny, świeży, kwiatowy - w tej najlepszej świeżej formie. Jak to moja mama określiła - pachnie od razu nawilżająco
Konsystencja, wydajność
Według mnie krem ma lekką konsystencję, takiego kremo-żelu. Ja na noc używam go całkiem sporo, dlatego już widzę denko w swoim egzemplarzu. Dlatego krem wystarcza na około 2 miesiące.
Cena, dostępność
Krem znajdziemy na stronie marki za 31,22 o TUTAJ. Podobno marka była dostępna w Hebe przez jakiś czas i mam nadzieję, że wróci!
Opinia, działanie
Krem polubiłam od samego początku, jednak potem miałam problem. Niestety jestem alergikiem i moje oczy od kwietnia do września łzawią na potęgę i są cały czas podrażnione. W dodatku obecność kota w moim mieszkaniu, przez tydzień spowodowała, że miałam tak obtarte oczy i skórę pod oczami, że wizażystka, która mnie malowała w tamtym czasie była przerażona. Wtedy wydawało mi się, że może mieć też wpływ na to ten krem. Jednak myliłam się! I teraz żyjemy z kremem w symbiozie. Ten krem pomógł mi z podrażnioną skórą i dobrze ją nawilżał. Oczywiście na noc grubszą warstwę nakładałam, ale to aż tak mi nie przeszkadza. Świetnie nadaje się pod makijaż, wyrównując powiekę. Dzięki temu wydaje mi się, że makijaż dłużej się trzyma. Ten krem dostaje ode mnie 4,5 punktu na 6. Mam nadzieję, że wróci na półki w Hebe, bo kiedyś na pewno chętnie bym wróciła.
A wy miałyście ten krem? A może zamierzacie kupić? A jeśli wiecie, gdzie stacjonarnie można dostać w Krakowie ich kosmetyki to dajcie znać!
Dziś żegnam was z tą piękną panią z pudełka tego kremu : )