niedziela, 30 listopada 2014

Evree, peeling do stóp + wyniki rozdania z full mellow

Jeśli nie postoicie w nocy 3 godziny na zewnątrz to nie wie co to mróz. Wczoraj pracowałam w nocy przez godziny i wierzcie mi - UMARŁAM! Potwierdzenie takie, że po dwóch godzinach w płaszczu nadal mi było zimno ! Teraz, gdy już się odmroziłam, a w kominku wosk się rozpala - nie mogę się doczekać, aż go wam przedstawię!  Ale to nie o woskach dzisiaj mowa, a  o peelingu do stóp, który nie ma sobie równych. A na końcu notki coś na co część z was czeka, czyli wyniki rozdania! Zapraszam!


Myślałam, że jeśli chodzi o peelingi to poznałam już co mogą zdziałać. Jednak jak bardzo się myliłam! Pierwsze użycie tego peelingu i już wiem, że zostaniemy razem na dłużej. Trafił do mnie przez przypadek w wygranym shinyboxie, był tak niepozorny, że przez długi czas nie dawałam mu szans na wykazanie się i teraz muszę publicznie go przeprosić i błagać o wybaczenie bo to był zły pomysł. W tej niebieskiej tubeczce, o prostej szacie graficznej znajduje się najlepszy peeling do stóp (nieprofesjonalny) jaki miałam! Tubka jest zamykana na klapkę, dzięki czemu nie ma problemu by wydobyć produkt z tubki.


Zapach peelingu to coś pomiędzy lawendą z lekką nutą mentolu? Przynajmniej dla mnie tak pachnie, zapach nie jest nachalny i przy aplikacji nie wyczuwamy go, nie zostaje na stopach, zresztą i tak pamiętajcie, że po peelingu trzeba posmarować stopy kremem! 


W składzie znajdziemy mocznik na piątym miejscy, glicerynę lanolinę, pumeks, olejek lawendowy. Skład nie jest zły, może nie tak bardzo naturalny jakbyśmy chcieli, ale i tak ma krótko kontakt z naszym ciałem.


 Nie można mu też odmówić idealnej konsystencji, dzięki której nie ma skłonności do odpadania od skóry, nie jest za suchy. Ma konsystencję raczej kremu z drobinkami. No właśnie to drobinki nas najbardziej interesują. Jak widzicie poniżej jest ich dużo, są duże i mocne! Wszystko tak jak być powinno! W dodatku wydajność jest naprawdę dobra! Bo używając go co dwa dni wystarcza na ponad miesiąc.


Markę evree widziałam dostępną w Rossmanie i tam ten peeling kosztuje ok 9 złotych. Cena nie jest duża, a za to miłość ogromna!


Nie będę ukrywać, że go pokochałam. To najlepszy peeling do stóp z jakim miałam do czynienia. Jeśli się przyłożycie do masażu, a dużego problemu ze stopami nie macie, to tarki odejdą w zapomnienie. Peeling ten jest ostry i świetnie zdzierający. Pozostawia stopy gładkie, bez żadnej skazy. Stopy po peelingu o wiele lepiej przyjmują krem, dzięki czemu byłam w stanie doprowadzić moje stopy do porządku. Czy kupię ponownie? To chyba pytanie retoryczne. Oczywiście!


 No i chwila na którą wszyscy czekają! Zwyciężczynią ostatniego rozdania z kosmetykami full mellow jest Anna B! Gratuluje! I proszę o adres do wysyłki w przeciągu dwóch dni na mój adres e-mail: rarityikosmetyki@gmail.com 


Wszystkim dziękuje za udział! I za kilka dni pojawi się kolejne rozdanie z czymś kolorowym i CUDOWNYM !

sobota, 29 listopada 2014

Targi LNE&SPA Kraków 15-16.11.2014

Pamiętacie jak mówiłam, że byłam na targach w Krakowie? Pamiętacie! Faktycznie udało mi się tam pojawić. Co prawda pierwszego dnia musiałam się spieszyć, ale myślałam, że drugiego będę o wiele dłużej i przejdę się na wykłady. No cóż impreza niestety ze mnie wszystkie siły odjęła i zamiast na targi leczyłam się w domu. Zdjęcia zrobiłam aż dwa - Siebie siedzącą i OPI, na którego otwarcie czekałam ponad godzinę.. Na następny raz wierzcie mi przyjdę nie o 9 , tylko o 10!! Jedyny plus taki, że weszłam tam pierwsza i mogłam sobie wybrać co chciałam! Większość rzeczy, które kupiłam to kupiłam świadomie i planowo no i cóż tylko żałować, że nie mam dużej ilości pieniędzy na większe zakupy.



Moje zakupy:


To były zakupy na tych stoiskach z rzeczami do paznokci, stóp, dłoni i akcesoriami kosmetycznymi. Do tego jeszcze kupiłam polerki oraz tarki do stóp na zajęcia. Uwaga jak widzicie CHCĘ SPRÓBOWAĆ ZDOBIEŃ na paznokciach, więc coś tam kupiłam. No i jeszcze holo pyłek, żeby użyć go do sesji na usta. 


 Zakupy w Ziaji takie spontaniczne. No cóż liście manuka w końcu wypróbuję, a szampon+odżywka to taki wiecie włosowy nałóg. Szampon dużo osób chwali, więc miejmy nadzieję, że i ja będę zadowolona.


Podobny kolor chciałam kupić z OPI, ale czekając na otwarcie uznałam, że kupię sobie identyczny kolor na stanowisku obok. Więc limonka z IMS jest moja <3


Wiecie jaką obsesję mam na punkcie wybielania swoich plam potrądzikowych prawda?  No to tak polubiłam się na zajęciach z tym serum, że sobie własne kupiłam. Neutralizator przyda mi się przy zabiegach z kwasami nie tylko na sobie, ale też na innych : )


Najlepiej sprzedający się produkt Jadwigi? Papka na trądzik! Na siostrze będę się uczyć, a potem kto chętny to zapraszam na zabieg ^^ Dodatkowo dostałam krem rozpulchniający oraz dwie próbki papki : )


A ten o to lakier dostałam z racji wypełnienia ankiety, może to w końcu ta żółć, w której nie wyglądam dziwnie?


 Dla osoby, która jest nadwrażliwa na kwas mlekowy oraz glikolowy, trudno znaleźć aktualnie kwasy, które by ich nie zawierały. Tadam o to jeden z nich! Trzeba dokończyć przecież kurację kwasową : )


No i główny punkt programu, czyli lakiery OPI. Ja akurat trafiłam na nie za zawrotną cenę 10 złotych sztuka <3 Jak mogłam nie wziąć?

Jak widzicie trochę kosmetyków się nazbierało, ale targi są raz na pół roku to ma znaczenie, prawda? : ) A wy byłyście na targach? Co ciekawego kupiłyście?
Jeśli chcecie się wybrać na kolejne targi to pilnujcie strony Kongresu, żeby wiedzieć który weekend sobie zarezerwować!  KLIK

czwartek, 27 listopada 2014

Krakowskie spotkanie blogerek 22.11.2014

Jak wiecie w sobotę byłam na spotkaniu z dziewczynami. Organizowały je Ada i Klaudia, które już wcześniej miałam okazję spotkać i spędziłyśmy znaczną ilość godzin rozmawiając na fejsbuniu <3

Sobota zaczęła się od podskoczenia do galerii bo dwie zguby takie jak Ada i Yuki <3 Trochę spóźnione przyszłyśmy na spotkanie, które odbyło się w Absyncie na ulicy Miodowej. Od początku podobała się miejscówa bo a) nazwa idealna! b) wyposażeniem i klimatem odpowiada idealnie mojej ulubionej knajpce w Gliwicach : )

Oprócz mnie było 12 innych dziewczyn


Z racji tego, że Adę i Klaudię znałam wcześniej to nie trudno się domyślić, że buzia mi się nie zamykała : p No cóż taka moja uroda. Oczywiście chyba byłam najgłośniejsza jak to bywa. 



 I o to najśliczniejsza przyszła pani stomatolog na świecie! <3


Na spotkanie dziewczyny załatwiły cudowne prezenty, które w większości są naturalne za co wielki szacun małe! I buziaki! Bo co jak co ale wiadomo, że kucyki lubią naturalne kosmetyki! Taka idea mi się bardzo podoba, ponieważ większość rzeczy jest mi całkowicie nieznana, a wszystkie z wielką ochotą będę używała!




Z zaskoczenia przyszła do nas Pani z Vipery Cosmetics i z racji, że na początku straszyłam prawie bez makijażu (z braku czasu) to poddałam się pod pędzle. Gdy byłam malowana, mogłyśmy oglądać wszystkie kosmetyki i maziać się. Efekt końcowy makijażu bardzo mi się spodobał, a tą szminkę, którą miałam na sobie muszę kupić! <3 





Na końcu była licytacja na rzecz piesełów w Fundacji dla zwierząt DAR SERCA i korzystając z okazji powiem wam, że 50 piesiów potrzebuje domów przynajmniej tymczasowych, więc jeśli ktoś by chciał przygarnąć to potrzeba tych domów na JUŻ i TERAZ! Aukcje poprowadziłam Ja i mam nadzieję, że całkiem dobrze mi to poszło - sprzedałam wszystko!


Wszystkim dziewczynom chciałam bardzo podziękować za wspaniały czas! I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy (Yukiiiii musimy się zobaczyć na WOSKI!)

A na koniec jeszcze wam pokażę co dostałam <3 Prawda, że super rzeczy?! 




 Kobo




No i moje fanty z licytajcji <3 Bransoletka z rąk Ady <3



Przypominam wam, że jeszcze macie chwilę na zgłoszenie się do rozdania !


środa, 26 listopada 2014

Tak mi pachnie! - Yankee Candle

Przez natłok zdarzeń nie wyrobiłam się z 4 zapachami na dziś, no cóż... Jak paliłam jeden zapach przez 2 dni to się nie ma co dziwić. W dodatku postanowiłam, że w tym tygodniu pokażę wam część jabłkowych zapachów jakie mam (no co? lubię jabłuszka!). Dwa z nich są niemal identyczne, ale w odbiorze zapachu wypadają inaczej. No dobra kto ciekawy jakie jabłko wybrać? ^^

MACINTOSH
Wyjątkowo niefotogeniczny wosk, wierzcie mi, że zrobienie mu zdjęcia w sztucznym świetle było prawie niewykonalne. Ale zapach jest PRZECUDOWNY, dlatego wybaczam mu wszystko! Zapach ten jakiś czas temu zniknął, ale powrócił na chwilę w formie słoiczku (możliwe, że gdzieś go jeszcze znajdziecie). Jeśli miałabym go określić to po prostu wsadźcie nos w pudełko pełne czerwonych jabłek. No coś cudownego! Mocny, świeży, realistyczny zapach! Jabłko ze skórką. Nie jest to płaski zapach, ma w sobie element zielonego zapachu, dlatego jak teraz go znów palę, gdy wam go opisuję to widzę przed oczami jabłka z liściem. Zapach świeżego jabłka po prostu IDEALNY! Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! 

SWEET APPLE
Gdybym nigdy poprzednika nie zapaliła uznałabym, że ten zapach jest całkiem fajny. No cóż sweet apple nawet nie dosięga pięt Macintoshowi. Na początku czuć lekko chemiczne, słodkie jabłko, które przeradza się w zapach słodki, delikatnie perfumowany. To zapach jabłka, oczywiście zgadzam się z tym, ale kosmetycznego, perfumeryjnego, a nie takiego zerwanego z drzewa. Możliwe, że większość z was czuje tam świeże jabłko, ale ja mam porównanie i wiem, że to nie jest to czego po nim oczekiwałam. Aczkolwiek zapach przyjemny, miły i idealny na lato, czy też na aktualne poranki.

APPLE CIDER
 Na sam koniec zostawiłam sobie smaczek! Ponieważ to zapach niedostępny w Polsce. Zapach mnie bardzo intrygował, ponieważ jak może pachnieć cydr jabłkowy w świeczce? Wystarczyło mi niewiele rozpuścić wosku, by poczuć fantastyczny zapach soku jabłkowego z przyprawami takimi jak cynamon, gałka muszkatołowa i delikatny zapach goździków. Przyprawy nie są na pierwszym planie, a jedynie w tyle, dzięki czemu czuję się jak w domu, ponieważ moja mama jak byłam chora często robiła mi taki ciepły soczek. Zapach idealny na teraz, gdy zmarznięte siedzimy w domu, owinięte w kocu i czytające książkę. Zapach dość intensywny, jednak to nie killer, który zapachniałby mi całe mieszkanie. Tutaj jeszcze muszę napomknąć, że yankee candle zapożyczyło nutę wodną z kringle candle. Te które palą KC wiedzą, że zapachy są jakby rozwodnione, kojarzycie? A może tylko mi się to wydaje? : )

Jak zwykle zapachy kupiłam w Zielonej Mydlarni w Katowicach, a niedostępny w PL zakupiłam na oficjalnej stronie YC : )

Miałyście któryś z zapachów? A może, któryś z nich was kusi? Dajcie znać i może macie jakieś nuty zapachowe, które chcecie poznać za tydzień? : )

Pamiętajcie o rozdaniu z kosmetykami ręcznie robionymi. Czas macie do końca jutrzejszego dnia!

wtorek, 25 listopada 2014

Eveline, Magiczny krem CC

Sama nie wierzę, że w końcu piszę tą notkę! Pamiętacie moich ulubieńców, gdzie pojawił się ten krem? Wykończyłam opakowanie i nie zmieniłam o nim zdania - mój ulubieniec! Przy recenzji kremu CC od Bielendy wiele razy podkreślałam, że jest gorszy od Eveline. To prawda, a jeśli chcecie się dowiedzieć, czegoś więcej o nim to zapraszam!


Zacznijmy od tego dlaczego zaczęłam używać tego kremu CC. W lato zdarzył się taki moment, że postanowiłam się pójść opalać (z filtrem 50+) ze znajomymi. Jednak opalanie nad Wisłą pod domem, to nie jest najlepszy moment na makijaż z podkładem. Z racji, że twarz była w dobrym stanie, uznałam, że mogę nałożyć coś na twarz, co delikatnie wyrówna kolor i zneutralizuje czerwienienie się. Myślałam, że może akurat będzie to coś w stylu kremów BB, ale myliłam się, bo okazał się moim ulubieńcem! 


Krem przyciąga uwagę już samym pudełeczkiem, no bo przyznajcie się: Która z was jest sroką? Złoto przyciąga i to bardzo! Sama tubka też ma elementy złote, a jej cała powierzchnia opalizuje w słońcu. Jednym słowem oryginalnie i z rozmachem!


Co do zapachu nie mam się do czego przyczepić, bo jest delikatny, słodko-kwiatowy. Nie utrzymuje się długo na twarzy. Konsystencję krem ma dość lekką i łatwo się rozprowadza. Krem jest magiczny, co zapewne już wiecie co oznacza. Na początku jest biały, a w nim zatopione są czarne kropeczki, które pod wpływem masowania uwalniają z siebie pigment i krem magicznie przybiera kolor beżowy.


Skład do najlepszych nie należy, bo oprócz gliceryny, kwasu hialuronowego i wosku pszczelego nie widzę nic do połowy składu co by było wybitnie dobre.. Ale jedno muszę napisać - krzywdy nie zrobił, nic złego mi się po jego użyciu nie działo.




Krem znajdziemy w drogeriach w standardowej cenie ok. 20 złotych. Dla mnie bomba, bo przynajmniej milionów nie wydam : ) A patrzcie też na to, że ma w sobie filtr SPF 15!


Jeszcze raz podkreślę - to jest mój ulubieniec w swoich fachu. Stosuję go jako bazę pod podkład, dzięki czemu moja twarz wygląda na zdrową i rozpromienioną. Ma bardzo jasny kolor, przez co bladolice o zabarwieniu neutralnym będą bardzo zadowolone. Naprawdę to cud, że kolor jest neutralny bardzo jasny, a nie jakiś dziwny żółtawo - pomarańczowy. W odróżnieniu od wszystkich innych rozświetlających produktów, nie zawiera drobinek brokatu mniejszych, większych. Tylko tak jak lubię jest to złoty pył! Takie rozwiązanie przekonało mnie do niego całkowicie! Buzia świetnie odbija światło, a efekt ten utrzymuje się nawet po nałożeniu podkładu. Krem ten ani się nie roluje, ani nie ściera. Dzięki temu świetnie nadaje się jako baza pod makijaż. Makijaż na nim utrzymuje się cały dzień, bez żadnego problemu i nieestetycznego wyglądu. Dzięki pigmentowi w sobie wyrównuje koloryt skóry i zakrywa delikatne zaczerwieniania skóry, ale nie jest to na pewno krycie, które by mi wystarczało. Nie spowodował żadnej alergii, ani podrażnienia. Nie zauważyłam żeby nawilżał, bo używam pod niego kremu z Arkany, który daje nawilżenie na wysokim poziomie. Co bym w nim zmieniła? Ulepszyła skład, a tak to chyba jedynie powiększyła tubkę, żebym nie musiała często po niego biegać : ) Z czystym sercem polecam, wypróbujcie!


 A jak z nim u was? Miałyście? Polubiłyście? Czy uważacie za zbędny?

Pamiętajcie o rozdaniu z naturalnymi kosmetykami