To, że jestem maniaczką zapachów to wiecie. Zapewne też się domyślacie, że oprócz tony wosków i świec mam też wiele flakonów perfum i mgiełek. No cóż tak się składa, że mam z tym mini problem. No cóż w ten sposób muszę się z wami swoimi zapasami podzielić i pokazać wam co warto kupić a co nie! No to gotowi na pierwszy okaz?
W kartoniku znajdujemy dość sporych rozmiarów flakon. Flakon wydaje się prosty, ale dzięki cieniowaniu na butelce oraz jej wygiętemu kształtowi daje wrażenie oryginalnej i przyjemnej dla oka. Co ważne przy robieniu zdjęć upadła na balkon i wiecie co? PRZEŻYŁA! Plusy dla niej, tego szczęścia niestety nie miał flakon Burberry The Britt : c
Woda ta należy do rodziny zapachów kwiatowo-orientalnych. Wybrałam je ze względu kuszącej nazwy Summer, chociaż teraz wiem, że wersja zimowa pewnie byłaby lepsza.. Ale to o tym zaraz! Ze strony producenta wyczytamy jakie zapachy tworzą całość:
Nuty głowy: cytryna, grejpfrut, arbuz, pomarańcza bergamota
Nuty serca: brzoskwinia, róża, dzika róża
Baza: drzewo sandałowe, wanilia, gałka muszkatołowa, piżmo
Brzmi kusząco! No i ten arbuz, brzoskwinia i wanilia! Myślałam, że się uda! Bo przecież zapach arbuza kocham!
Niestety perfumy te według mnie nie są letnie. Możliwe, że na wieczory letnie się sprawdzą, ale ja bym je przypisała raczej wiośnie. Zapach cytryny, róży, piżma oraz drzewa sandałowego daje raczej taki mocniejszy akcent, co nie bardzo pasuje mi na lato. I oczywiście, gdyby inne nuty zapachowe były wyczuwalne, to świetnie by tą ciężkość przełamało. Niestety tak nie jest. Wszystkie te zapachy, które wymieniłam tak dominują na skórze, że reszta ginie w tle. To zapach otulający, mocny dla eleganckich i ambitnych kobiet. Świetnie według mnie pasuje dla bizneswoman, ale raczej nie do eterycznej, delikatnej kobietki. No dobra, ale to opisuje zapach po psiknięciu od razu. Co dalej? Niestety dalej lepiej niestety nie jest.. Zapach szybko się ulatnia, a ja jestem opornym konsumentem i po 20 minutach niestety ich już nie czuję na sobie. A szkoda, bo zapach jest przyjemny jak idę wieczorem do pracy, jednak co mi po tym jakbym musiała z tą buteleczką cały czas chodzić. Oczywiście nie skreślam tego zapachu, bo buteleczkę z przyjemnością wykorzystam, nie ich wina, że na mnie zapachy w 99% się nie utrzymują! I to nie przecież ich wina, że ja wolę je na wieczór, czy też na chłodniejsze dni.
Jednak problem jest w tym, że nie wrócę do nich. Czemu? Za 75 ml musimy zapłacić 99 złotych o TUTAJ. Co za tym idzie? To całkiem spory wydatek jeśli chodzi o perfumy, które trwałością dorównują mgiełek z BBW. Nieprawdaż? A za mniejszą cenę, bez promocji mogę je kupić i to w pojemności 236ml! A jeśli już chodzi o wody perfumowane/toaletowe/perfumy to wolę sobie kupić w tej cenie tester, lub trochę dopłacić i mieć cudowny flakon zapachów, które wytrzymują u mnie chociaż trochę dłużej. Niestety jestem wybredną osobą jeśli chodzi o zapachy, ale cóż taka jestem!
Strasznie mi przykro, że ta woda nie jest trwalsza, a zapach nie jest orzeźwiający i nie ma tu w nim arbuza. No ale cóż tak się kończy wybieranie w ciemno :) Jednak jestem pewna, że niektórym z was zapach przypadnie do gustu!
Przyznać się, która je miała i wąchała? A może miałyście do czynienia z innym perfumami Lambre? Może któraś z was miała Amaltea Winter? No dobra to teraz uciekam do dalszej nauki. Trzymajcie się! <3