Nie mogę kolejny was przepraszać, że mnie nie było. Jednak z drugiej strony muszę. Niestety w ostatnich miesiącach się działo bardzo wiele.. Jeśli nie problemy zdrowotne, to problemy z życiem prywatnym. Jak nie brak internetu, to śmierć mojego telefonu (a wiecie, że to jedyny mój aparat był jaki mam/miałam). Jednak dzięki pomocy kilku osób oraz dzięki rozwiązaniu kilku problemów mogę wrócić. Muszę się wpierw pochwalić, że zdobyłam w końcu licencjat! Dostałam się również na drugi stopień biochemii. Mam nadzieje, że się cieszycie. A tymczasem zapraszam na nowy post o kosmetyku, który się całkiem nieźle sprawdził! Gotowi? Zaczynamy!
Standardowo zaczynamy od opakowania. W kartoniku, który wygląda naprawdę dobrze znajdziemy małą buteleczkę z pipetką. Buteleczka nie jest ciężka i nigdy nie uległa zniszczeniu, nawet jak spadła na kafelki! Pipetka do samego końca świetnie się spisuje. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to jedno z najlepszych opakowań serum jakie miałam - wytrzymała na urazy, przeźroczysta,a w dodatku działa do końca i bez problemu można zużyć kosmetyk do końca.
Patrząc na skład jestem pełna podziwu, że Bielenda wyprodukowała kosmetyk na zwyczajne półki sklepowe z takim składem. Znajdziemy tu same naturalne oleje (arganowy, z otrębów ryżowych, czarnej porzeczki, avocado, palmowy) i witaminę E przed zapachem. Po zapachu znajdujemy olejki eteryczne takie jak grejpfrut, czy też pomarańcza. Jednak nie wiem, czy do końca analizując skład poleciłabym to serum osobie z problemem zaskórników, z racji obecności dwóch dość komodogennych olejów. Producent pisze o obecnośc olejku makdamia w składzie. Jednak ja go tu nie widzę. Oj nie ładnie Bielenda! Na szczęście to jedyny minus!
Serum jest olejowe, dlatego też jego konsystencja jest taka sama jak produkty wchodzące w jego skład. Nie potrzeba go wiele, wystarczą 3-4 krople na jedną aplikację. Dzięki temu trudno go zużyć w wyznaczonym terminie (3 miesiące od otwarcia). Zapach był bardzo przyjemny, tak delikatnie pomarańczowy, ale nie nachalny.
Serum to znajdziecie chyba już w każdej drogerii. Cena nie powala z nóg na całe szczęście i zapłacicie za produkt ok 20 złotych.
A teraz chyba najważniejsze - działanie! Czy wart jest wydania tych 20 złotych? Nie powiedziałabym, że wyrównuje koloryt skóry, czy też ją napina. Nie powoduje też, że zmniejszają się pory. Prawdą jest, że stosowany w te egipskie letnie upały jakie mieliśmy tego lata pomagał w regulacji wydzielania sebum. Oj tak! I mam nadzieję, że to on się do tego przyczynił, bo faktycznie teraz gdy go nie używam od prawie miesiąca, trochę szybciej zaczynam się błyszczeć. U mnie nie spowodował zapchania porów, jednak tak jak wyżej wspomniałam raczej bym na niego uważała. Bardzo dobrze nawilżał twarzi w większość nocy nawet nie musiałam stosować kremu na niego. Jednak nie zdziwcie się, gdy używając go po prostu nie będzie się szybko wchłaniał - to norma. U mnie wchłaniał się ponad godzinę, ale to też może być spowodowane tym, że aplikowałam całą pompkę. Jest duża możliwość, że wrócę do niego w lato, a dzięki temu że się z nim całkiem dobrze dogadałam mam ochotę na inne rodzaje i mam nadzieję, że w końcu je wszystkie kupię.
Miałyście? Znacie? A może podsuniecie mi pomysł na to, które kolejne serum do twarzy kupić? Bo nie wiem czy lepsze to extra nawilżające, czy też to korygujące lub też liftingujące. Dajcie znać, a ja uciekam do pracy. Buziaki!